“Listy do Duszki” najpierw przyciągnęły mnie tytułem, potem zwróciłam uwagę na okładkę, a dopiero na samym końcu zainteresowałam się treścią.
Ewa Formella pracuje jako opiekunka osób starszych i niepełnosprawnych. Już z tego powodu stała mi się bardzo bliska. Wykonując ten zawód, trzeba mieć silną psychikę i wiele empatii. Jest to praca wyczerpująca zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. W zamian dostajemy poczucie, że być może przyczyniliśmy się chociaż trochę to poprawy życia naszych podopiecznych, czasami nie dostajemy kompletnie nic, a czasami pojawiają się historie, takie jak ta opisana przez Ewę Formellę w „Listach do Duszki”. To pierwsza część z czterech, które autorka postanowiła napisać na podstawie wspomnień jej podopiecznych.
Rzecz dzieje się w latach 1937-1938 w Wolnym Mieście Gdańsku. Stefania i Heinrich. Różni ich wszystko a łączy miłość, która nie ma racji bytu. Ona Polka z żydowskimi korzeniami, on Niemiec, w dodatku z uprzywilejowanej rodziny. To nie może skończyć się happy endem. Ich związek zaowocował nowym życiem, które również musi pozostać tajemnicą, nie wie o tym nawet sam Heinrich. Stefania zostaje poinformowana, że jej dziecko zmarło zaraz po porodzie. Młodzi zostali rozdzieleni przez wojenną zawieruchę i knowania rodzin, mają się już nigdy nie spotkać.
To nie jest ckliwa wojenna opowiastka. To historia, która się wydarzyła. To historia czyjegoś życia. Jest w niej SZCZEROŚĆ, a to sprawia...