“Krwawą Toskanię” Grzegorza Kapli gatunkowo wcale nie jest łatwo przypisać, ale chyba najbliżej jej do powieści kryminalnej z nutką sensacji. Tak, jest intryga kryminalna, są dziwne morderstwa i śledztwo w tej sprawie prowadzone. Z początku tempo akcji jest spokojne, gdzieś tam za połową historii zaczynają się pojawiać te pierwsze oznaki wątków lekko sensacyjnych. Historia zbudowana jest z trzech opowieści, trzech różnych postaci, których kreacje zachwycają: mamy Amerykankę, Włoszkę i Polaka, a ja jestem pod wrażeniem, jak świetnie autor potrafi oddać ich charaktery, szczególnie te kobiece, których emocje są naprawdę wiarygodne. Historia toczy się w tytułowej Toskanii, w czasach współczesnych, gdzieś tam w tle przebijają się ostatnie podrygi pandemii, ale tym, co prawdziwe zachwyca jest klimat, jaki autor zdołał w tej powieści uchwycić. Czuć tę włoskość, czuć te ciepłe, grzejące słońce, te poczucie wolności, ten temperament Włochów. Dobre, proste jedzenie, lokalne wino i wolność - to dominuje z początku powieści, kiedy historia kryminalna dopiero zaczyna się zawiązywać. Później już faktycznie skupiamy się na intrydze, ale i tak nie brakuje miejsca, by pogadać trochę o na przykład historii sztuki czy historii lokalnych czarownic. Jestem zaskoczona po raz kolejny, jak świetny jest styl autora, jak doskonale czyta się jego książki, mimo że historia nie toczy się szybkim tempem, to jakoś tak niesamowicie przyciąga, daje taką przyjemność z lektury, że naprawdę nie chce się od...