Trzeci tom przygód Zofii Wilkońskiej to już prawdziwa jazda bez trzymanki. Jacek Galiński prawdopodobnie przedawkował kawę podczas ślęczenia nad klawiaturą i mam nadzieję, że nie podejmie leczenia, bo ja rozrywkę mam przednią. Wiem, że to egoistyczne i okrutne tak się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia, ale nigdy nie mówiłam, że jestem grzeczną dziewczynką.
Tym razem moja ulubiona staruszka musi znowu odnaleźć się w nowym środowisku i jak zwykle udaje jej się to bez większych problemów. W więzieniu szybko zyskuje szacunek współosadzonych i jak na prawdziwego gangusa przystało zaczyna funkcjonować pod pseudonimem "Grażynka". Nie brakuje scen, w których, mniej i bardziej świadomie, przeciwstawia się panującym za kratami zasadom. Co więcej, bez trudu odnajduje pozytywy swojego położenia - te finansowe znajdują się oczywiście na czele, ale nie oznacza to, że tak po prostu pozostanie w zamknięciu.
Są tacy, którzy chcą wykorzystać Zofię do własnych celów, ale przecież nie z nią te numery. Gdy wpadnie na trop afery, nie spocznie przecież, dopóki nie odkryje, o co dokładnie chodzi. A w zakładzie karnym działania na własną rękę są szczególnie ryzykowne, wszak nikt nie siedzi tam za niewinność. Poza Zofią oczywiście.
Absurd goni absurd, ale tym razem w ogóle mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, właśnie dzięki temu tak dobrze się bawiłam. Trudno mi wyrzucić z głowy obraz fruwających majtek, które stały się symbolem walki o wolność. Kto czytał, ten w...