Książką "Klin" Joanna Chmielewska zadebiutowała na rynku wydawniczym w 1964 roku. Zyskała uznanie u czytelników w każdym wieku. Dzisiaj jest znaną pisarką kryminałów nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Szczególnie lubiana jest u naszych wschodnich przyjaciół, a mianowicie w Rosji. Na podstawie jednej z jej książek powstał tam nawet serial telewizyjny.
Bohaterką tej powieści jest swoiste alter ego autorki. Joanna Chmielewska jest nieszczęśliwie zakochana i czeka na telefon od ukochanego. Chcąc się dowiedzieć czy jest w swoim hotelowym pokoju, lecz samej się nie ujawniając, prosi swoją znajomą Halinę by zadzwoniła tam z wymyśloną pokrętną historią. Przyjaciółka jednak się waha. W tym czasie do ich rozmowy dołącza się jakiś mężczyzna i oferuje pomoc. Joanna przyjmuje ją z ulgą i czeka na rozwój wydarzeń. Anonimowy rozmówca oddzwania i przedstawia zaistniałą sytuację nie kryjąc antypatii do pana z pokoju 336 (nieszczęśliwej miłości bohaterki). Proponuje by wybiła go sobie z głowy i zastąpiła kimś innym - "klin klinem". Dziewczyna spontanicznie proponuje by on sam został jej nowa miłością. I tak nieznajomy jeszcze tego samego dnia, a raczej nocy zjawia się pod jej domem. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że jest on jeszcze bardziej tajemniczy niż by się mogło wydawać. Nie wyjawia jej nawet swojego prawdziwego imienia.
Joanna postanawia prowadzić ta znajomość tylko telefonicznie. Po jakimś czasie postanawia jednak zaprosić go jeszcze raz. Lądują razem w łóżku, po czym tajemniczy nieznajomy zachowując się bardzo dziwnie, wybiega z jej mieszkania. Następnego dnia, dzwoni z pokrętnymi wyjaśnieniami. Kobieta uwielbia tajemnice i stawia sobie za punkt honoru rozszyfrowanie kochanka. W czasie swojego śledztwa zaczyna dostawać dziwne telefony, w których ciągle pojawia się słowo "szkorbut". Przez swoją wrodzoną przekorę, nie odpowiada jak każdy by to zrobił, że to pomyłka, lecz podszywa się pod odbiorce tych połączeń. I wpada na trop kolejnej afery, może nawet na skale między narodową.
"Klin" został napisany w czasach PRL-u i dzięki temu książka ma swój swoisty urok, jednak jest bardzo uniwersalna i czytać ją można zawsze, nie gubiąc się w czasoprzestrzeni. Język jest lekko charakterystyczny jak na tamte czasy, dialogi prowadzone niezwykle uprzejmie (ciągle tylko przydomki pan i pani). Powieść humorystyczny sposób opisuje perypetie bohaterki. Pełna niespodziewanych zdarzeń i trzymająca w napięciu. Joanna przestawiona jest tu jako lekko stuknięta pani architekt z żyłką detektywistyczną (jej metody poszukiwań są bardzo niekonwencjonalne). Książka trzyma w napięciu jednocześnie ciągle wywołując śmiech. Musze jednak powiedzieć, że jest trochę aż za bardzo zakręcona. W niektórych momentach ja sama się gubiłam co mi się rzadko zdarza.
Książką podzielona jest na dwie części, a każda opisana jest w narracji pierwszoosobowej, czyli opowiada sama Joanna.