Obiecałam sobie, że nie tknę już nic z świata Percjegoo, taa...
Przeskoczywszy jeden tom zderzyłam się od razu z werbunkiem młodych herosów. I to jakich! Znam spoiler, kim faktyczne jest rodzeństwo Di Angelo (właściwie to jeden z powodów - tak bardzo chcę w końcu natrafić na tę postać), dlatego też spodziewałam się charakterystycznych postaci dla ich ojca, ale nie. Spotkaliśmy dwa stwory, właściwie to facet był główną postacią i - kurcze znam mitologie! - nie wiedziałam kim on jest. Nawet po tym, jak pokazał prawdziwą twarz. Oczywiście Annabeth zafundowała nam dramat, co w parze z porwaniem Artemidy było motorem książki.
Przyznać trzeba - ta część jest napisana lepiej, niż jedynka. Jasne, wraz z pisaniem człowiek się rozwija, ale tutaj czuć ewidentnie, że autor już nie będzie mnie zasypywał grypsem młodzieżówki, który, choć jest mi znany, nie bardzo pasuje do mojego gustu. Wolę jednak stare pismo i stare, znane słowa. Zoe na plus.
Percy jest nadal sobą - czyli Gryfon pełną gębą. Grover wciąż mnie zadziwia, kiedy zamiast skupić się na zadaniu, myśli o ... no, generalnie wszystkim (duży zakres tematu). Anna uwięziona, więc za dużo jej nie ma. Mamy za to Thalię. Paradoks, która nie cierpi Łowczyń, a jednak koniec końców robi TO, CO ROBI na końcu książki. Łowczynie strasznie zadzierają nosa, co mnie denerwuje bardzo. Bianca... dziewczyno! Pozostawiasz swojego brata pod opieką obcych ludzi po to, żeby przyłączyć się do bandy nieletnich dziewczynek p...