Być może zrobiłam błąd czytając te tomy jeden po drugim. Z jednej strony zaczęły mnie denerwować młodzieżowe komentarze Percy’ego, zaś z drugiej – nie mogę doczekać się kolejnego tomu!
Zupełnie nie wiem, co mnie napadło, jednak czuję się, jakby rzucili na rynek nowego Pottera, którego mogę pokochać. Nie będzie to miłość równie mocna ani od pierwszego wrażenia, jednak będzie to miłość do mitologii greckiej w współczesnym życiu.
Jeśli już zaczynam od mitologii to muszę wspomnieć o jej nadmiarze w książce. Chociaż pierwsze dwa tomy miały idealnie wyważoną gamę wydarzeń powiązanych z bóstwami, tak tu autor zaczyna niebezpiecznie się przechylać w stronę wyjaśnień każdego zjawiska, wydarzenia jakimiś scysjami, nieścisłościami, wojnami itd. między greckimi bogami. Można by zostawić w spokoju legendę o świętym Mikołaju, zupełnie nie potrzebie pisarz zrzuca winą lub przydziela chwałę konkretnemu bóstwu. Wychodzi na to, że wszystko co mamy to tylko i wyłącznie ich zasługa. Każde święto, każda zabawa i inne pomysły są związane z Nimi. Riordan stworzył totalitarny świat, o którym śmiertelnicy nie mają pojęcia. Sama mitologia jest tu miło i przystępnie wprowadzona, chociaż zrobiono z Percy’ego zupełnego nieuka, który nie ma pojęcia o żadnym micie czy potworze. Mity ładnie wiążą się z wątkami w powieści nadając im przyśpieszonego i magicznego rytmu.
"Nawet najdzielniejszym zdarza się upadek."
Akcja jest tu wartka i zaczyna się od samego początku powieści zmuszając nas do wciągnięcia się w bieg wydarzeń. Tym razem uprowadzona zostaje Annabeth. Będzie miało to związek z planem Kronosa, z którym być może trzeba będzie zmierzyć się osobiście. I znów, jak w przypadku Pottera, Kronos zaczyna się odradzać, pełen zemsty i chęci panowania nad światem. Jego armia jest co raz silniejsza. Mimo tych porównań z HP cykl zyskuje oryginalnością bohaterów pobocznych. W powieści pojawiają się nowe postacie, które burzą „porządek” w odczytywaniu przepowiedni. Już wkrótce okażę się, kogo dotyczy przepowiednia… Lecz nie zdziwcie się, że czeka na was jeszcze masa tajemnic do odkrycia.
Nie mogę przyczepić się do wielu rzeczy, jednak pewne sprawy są warte uwagi. Same tajemnice powoli zaczynają się mieszać. Trzeba dobrze się skupić, aby przepowiednie nie mieszały się z mitami lub poszczególnymi osobami. Ich natłok jest czasem zatrważający w porównaniu z tym, ile zostało odkryte. I tu plus dla autora: wielowątkowa fabuła. Riordan stara się plątać naszymi informacjami tak, abyśmy pod koniec odkryli, że nie wiemy tak naprawdę nic. Pozostawiając schemat zakończeń rozdziałów z dozą sekretu od razu czujemy się zachęceni do odkrywania tajemnic. Tych tajemnic jest tyle, że wyobraźnia wariuje od konspiracji, wykrywania wrogów, potworów czy planów tytanów.
Inną sprawą jest narracja. Występuje tutaj narracja jednoosobowa, która w pewnym momencie może irytować. Chętnie poznałabym spojrzenie z innej strony, chociażby tytanów, których aspiracje do panowania nad światem bardzo mnie intrygują. Spojrzenie Annabeth byłoby bardziej pomocne, gdyż ma ona większe pojęcie o mitach, potworach i przepowiedniach. Ciekawi spojrzenie bogów, satyra Grover czy nawet samego Chejrona. Tego brakuje mi tutaj najbardziej: narracji wieloosobowej.
"Najniebezpieczniejszymi wadami są te, które w umiarze są dobrem."
Cykl polecam nadal, gdyż może zaskoczyć, rozczarować, wywołać smutek i uśmiech. Być może kolejne tomy okażą się strzałem w dziesiątkę. „Klątwa tytana” to powieść bardzo dobra, szybka w czytaniu, przyjemna oraz taka, do której będzie wracało się z chęcią.