Miałam duży dylemat przy ocenie tej książki.
Z jednej strony - spodobał mi się pomysł, jest ciekawy, łączy różne mitologie, wynajęcie przez pierzastych nordyckiego boga zapowiadało dobrą rozrywkę. Poza tym, literacko jest to dobrze napisane, nie mam się do czego przyczepić jeśli chodzi o styl.
Z drugiej strony - no cóż, Loki nie dał się polubić. Może to jakieś moje skrzywienie, ale chcę lubić bohaterów czytanych książek, cenić ich za coś, nawet jeśli mają wiele na sumieniu, ale potrafią przyznać się do błędów, lub przepracować jakoś swoje dotychczasowe bytowanie, daję im spory kredyt zaufania. Nawet jeśli jakiegoś nie lubię, ale mogę poważać za coś, to już plus. Z Lokim to się nie udaje. Nie polubiłam go u Gaimana, nie polubiłam u Ćwieka - ma taką osobowość, która mnie odrzuca. O ile opowiadanka nie były złe, o tyle Loki już tak. Nie umiem przyjąć spokojnie jego reakcji na fakt, jak ktoś pustoszy wioskę, która oddała mu się pod opiekę - jego to śmieszy - cóż, okrucieństwo wobec bezbronnych mnie nie bawi.
Myślałam, że może autor jakoś przełamie tę akurat cechę Lokiego, okrucieństwo żartów, okrutną złośliwość, totalną obojętność na krzywdę, którą wyrządza, lub do której się przyczynia (to mnie zniechęciło do Lokiego Gaimana), ale okazuje się, że nie. Cóż, żegnam się z Lokim bez "do widzenia".