Autora ktoś może skojarzyć z jedną lub drugą książką poetycką – niestety, z czasem nawiedziła go ta uprzykrzona (w pewnym wieku ponoć nagminna) plaga reminiscencji, której stawiał opór, stroniąc od poezji, aby elementy autobiograficzne nie rzuciły się na wiersze. Kiedy impuls sentymentalny poszukał ujścia w zdaniach przypominających zdania prozy, bylejakość wspomnień i „wspominków” okazała się deprymująca – niektóre z nich próbowały się odnaleźć w pobliżu innych, nieco mniej natrętnych elementów. Fragment: „Jeszcze raz się obudzić; wstać po jedenastej, zapalić, wrócić do łóżka za dziesięć dwunasta, trochę drzemać, trochę śnić, słabo słysząc dzwony. Potem relanium. Brandy z wodą, fala: „Wynurzyć się w terenie niewidzialnym”. Długi czerwony mur. Pies. Chyba ścierwo, nie pies. Wejsuny. Dalej spać, jeszcze do szesnastej. Napić się białego wina, ubrać się i wyjść na dwór, gdzieś usiąść. Palić i oddychać. Napić się piwa. Głęboko oddychać. Zrobić zakupy i wrócić. Napić się w domu; koło północy – „Halo, siostro Midnight?” – wejść w stan doskonałego spokoju. Chłodna euforia. Kontynuować.”