Ta historia jest skądinąd znana: ponoć istniał kiedyś automat do gry w szachy tak skonstruowany, że na każde posunięcie szachisty odpowiadał ruchem, który zapewniał mu zwycięstwo. Na wprost szachisty, nad szachownicą, znajdującą się na okrągłym stole, pochylała się lalka w czarnej fedorze, z ceglastym krawatem na szyi. System luster wywoływał złudzenie, że stół jest dobrze oświetlony, widoczny ze wszystkich stron. W rzeczywistości siedział pod nim mistrz szachowy Rumpelstiltskin, który za pomocą sznurków kierował ręką lalki. Otóż można sobie wyobrazić odpowiednik tej aparatury w literaturze. Wygrywać miałaby zawsze lalka, która uchodzi za „awangardę”. Może ona mierzyć się z całym światem, jeśli przyjmie na służbę tradycję, która dziś, jak wiadomo, jest mała, brzydka i tak czy owak nie wolno jej się pokazywać.
(…)
„Znaną historię” można odczytać też inaczej: ponoć istniał kiedyś automat do gry w szachy tak skonstruowany, że na każde posunięcie szachisty odpowiadał ruchem, który zapewniał mu zwycięstwo. Na wprost szachisty, nad szachownicą, znajdującą się na okrągłym stole, pochylała się lalka w birecie i todze. System luster wywoływał złudzenie, że stół jest dobrze oświetlony, widoczny ze wszystkich stron. W rzeczywistości siedział pod nim mistrz szachowy Rumpelstilzchen, który za pomocą sznurków kierował ręką lalki. Otóż można sobie wyobrazić odpowiednik tej aparatury w literaturze. Wygrywać miałaby zawsze lalka, która uchodzi za „tradycję”. Może ona mierzyć się z całym światem, jeśli przyjmie na służbę awangardę, która dziś, jak wiadomo, jest mała, brzydka i tak czy owak nie wolno jej się pokazywać.
Fragment wstępu
Fragment wstępu
Awangarda? „To słowo powinno uczyć kochać teraźniejszość”, napisał Tadeusz Peiper. Jednak mówiąc dziś, w czasie teraźniejszym, o awangardzie, nie sposób zapomnieć o jej całkiem długiej historii. „To słowo” dzisiaj, w gruncie rzeczy, „uczy kochać” przede wszystkim (lub zarazem też) przeszłość. Taka miłość nie może być jakoś szczególnie awangardowa, jeśli tak łatwo dostrzec w niej stary paradoks czy nawet chroniczną sprzeczność: idealnie rzecz biorąc, awangarda idzie przed siebie w nieznane i na nic się nie ogląda – wydaje się więc, że każda historyczna awangarda jest dziś równie nieawangardowa jak każda historyczna nieawangarda. Nie jest to sąd prawdziwy. Awangardę szybko pochłania historia (a nawet, co często się zdarza, tak zwany rynek); trzeba po wielokroć ogłaszać „śmierć eksperymentu” w sztuce i z dawien dawna historyczny „koniec awangardy”. A jednak w tego rodzaju konstatacjach zbyt wyraźnie daje się słyszeć etos krytyki hermeneutycznie zachowawczej, której zależy na regularnych powrotach tego samego sezonu telewizyjnie umiarkowanych przyjemności. Awangardowy impuls, awangardowa częstotliwość fali, wyczuwalne są w eterze od stu kilkudziesięciu lat jako pogodowa anomalia, niespodziewany wędrujący wyż, północno-wschodni wiatr u Hölderlina, burza i powietrze jak po burzy: awangarda jest potrzebna jak tego rodzaju powietrze.
Fragment posłowia
Fragment posłowia