Co uwielbiam w fantastyce? To, że nie ma granicy wiekowej, dla której dana książka jest przeznaczona. Jak tylko potrafisz czytać, to zacznij i odpłyń w świat, w którym możesz być, kim chcesz. Mam to szczęście, że jakąkolwiek bym nie wzięła książkę wydawnictwa Fabryka Słów, to jest taki mój „złoty strzał”, czyli jednym słowem świetny wybór.
Przed Wami pierwszy tom cyklu Decimus Fate „Decimus Fate i talizman marzeń”, w którym poczułam się, jakbym czytała przygody „Sherlocka Holmesa” w wersji magicznej. Przed Wami dwóch kawalerów, którzy chcą zmienić coś w swoim życiu, a może raczej odpokutować dawne grzechy, przewinienia, lecz, czy każdemu z nas udałoby się zostawić przeszłość tylko dlatego, iż tak stwierdziliśmy? Co jeśli oceniają nas bezpodstawnie? To już zostawiam do waszego poznania. Cała książka to przygody dwóch mężczyzn, którzy mają coś za uszami coś jak Robin Hood, czy wcześniej wymieniony Sherlock Holmes Świetna akcja, bohaterowie, ale i pozostali tzw. drugoplanowe osoby, bohaterowie…
Kolejną fantastyczną rzeczą, która jest taka inna to ilustracje, które mają coś na zasadzie fotografii i prawdziwych postaci. Po przeczytaniu tego i drugiego tomu wiem jedno, że na pewno będę chciała przeczytać „Maga Bitewnego” i sprawdzić, czy ten sam styl jest zachowany, bo mi osobiście bardzo się podoba. Muszę przyznać się do jednej sprawy, a chodzi o trudność w zrozumieniu początku książki, ale w niczym nie ujmuje książce tylko ja po pros...