Przyznam, że jestem zawiedziona. Musierowicz tak odjechała od realiów w tej powieści, że widać, jak starzeje się i marzy tylko o wnukach. To ma być książka dla współczesnych nastolatek? Co to za przykłady? Współcześni ludzie w wieku 23 lat nie robią sobie planowanych dzieci! Najpierw kończy się studia i znajduje dobrze płatną pracę. W wieku 23 lat człowiek cieszy się życiem i realizuje się zawodowo/naukowo, a nie wita na świecie pierworodne dziecko, chyba że zaliczył tzw. "wpadkę". Jeszcze rozumiem, że bohaterowie biorą ślub, bo niektórzy tradycjonaliści tak robią. Rozumiem, że gdyby nie rodzina, to Ignacy z Agą i swoją córką przymieraliby głodem? Ona jest malarką, więc raczej nie zarobi wiele. Ignacy też nie ma stałej pracy...
Książki Musierowicz zawsze były wyidealizowane, ale tutaj wyszło jak bardzo autorka przywiązana jest do konserwatywnego modelu rodziny. Do tego dziwne reakcje (a może nie dziwne, w tradycyjnej, katolickiej rodzinie) na to, że nowy chłopak jednej z bohaterek jest Azjatą (No jak ona tak mogła! Szok! ), chociaż "na szczęście" okazało się, że tylko jego ojciec jest Japończkiem. Uff, Małgorzato, jakie to byłoby straszne, gdyby był całkiem z Japonii... Jesteś rasistką, moja droga autorko.
Jestem tym bardziej w szoku kulturowym, bo pamiętam, jak w Języku Trolli Musierowicz oswajała czytelnika z rodziną kolorowych (Afroamerykanów), którzy weszli w bliskie przyjacielskie relacje z rodziną Borejków. Mam wrażenie, że kierunek moralizatorski, w którym...