Kocham opowieści jakie tworzy Evans, mimo tego, że są momentami schematyczne. W tych schematach które on proponuję znajduję odrobinę magii, czułości i miłości, co powoduje, że jestem im bezwarunkowo oddana.
Na tydzień przed ślubem Christina zostaje wystawiona do wiatru przez swojego narzeczonego. Szukając przyczyny rozpadu związku zamyka się w domu płacząc w poduszkę. Jej przyjaciółka nie może biernie patrząc na tę sytuację proponuje jej wyjazd do Peru, amazońskiej dżungli, by pomóc w budowie domu dla biednych, porzuconych dzieci. Na miejscu poznaje Paula, który nie znalazł się w tym miejscu bez powodu. Z wykształcenia jest lekarzem, który podczas jednego z dyżurów w szpitalu stracił dwoje pacjentów. Nie mogąc poradzić sobie z tym, znalazł pocieszenie w kraju, w którym poczuł się potrzebny. Czy tej dwójce uda się wzajemnie uleczyć swoje serca?
Historia zawarta w środku jest opowiedziana z perspektywy Paula. Autor powieści na samym początku wyjaśnia nam jak doszło do spisania wątków jego życiorysu. Początkowo brzmiało to niezbyt pozytywnie, co pozwoliło mi wyciągnąć błędne wnioski jeżeli chodzi o zakończenie. Na szczęście zakończyło się.... O tym już musicie przekonać się sami. Nie obyło się bez schematów, ale nie rażą one aż tak bardzo w oczy, nie powodują zgrzytu. W tej powieści są momenty na chwilę humoru, refleksji, ciepła, smutku i radości - jak to przeważnie u Evansa bywa. Ode mnie mocne 8/10. Ostrzegam książka jest trudno dostępna. Gdyby nie pomoc koleżanki...