Na początku chciałabym zaznaczyć, że trudno jest ocenić książkę, której ostatecznego kształtu nie nadał sam Autor. Nie wiadomo więc czy Janusz Głowacki by czegoś nie zmienił, nie dopisał, nie złagodził wydźwięku niektórych „anegdot”.
Książka jest zbudowana na podobnej zasadzie jak „Z głowy”. Są to wspomnienia dotyczące m.in. życia na emigracji, polskiego artystycznego światka, kariery pisarskiej. Pojawiają się też odniesienia do sytuacji w Polsce w 2017 roku, a także „anegdoty” z zamierzchłej przeszłości.
O ile wspomniane przeze mnie wcześniej „Z głowy” było czymś nowym, świeżym, mieszanką trafnych obserwacji i opowiastek o znanych ludziach, o tyle „Bezsenność…” odczytuję jako wtórną, nie do końca udaną kontynuację. Powiem więcej – jako kobieta nie mogę przejść obojętnie obok tych chamskich, seksistowskich tekstów odnoszących się do kobiet właśnie! O ile przechwalanie się swoimi podbojami, gdy się jest w sile wieku, może się niektórym podobać, o tyle częste aluzje do seksu w okolicach 80. są po prostu niesmaczne. Mam wrażenie, że kobiety są przez Autora (i jego znajomych) traktowane jedynie jako obiekty seksualne. I nie przekonuje mnie to, że Głowacki był ironistą, a jego teksty są przesiąknięte sarkazmem. Uporczywie te fragmenty będę nazywać „anegdotami” (w cudzysłowie), stanowią one dla mnie rysę na tle mimo wszystko błyskotliwej często twórczości.
W wypowiedziach Autora widać też jakieś takie poczucie kresu (proszę wybaczyć zapożyczenie od J...