Beautiful Graves to zdecydowanie najlepsza książka jaką w tym roku przeczytałam! Chłonęłam każde zdanie, wzruszałam się, śmiałam, denerwowałam… Targało mną tyle różnych emocji czytając tę historię, że dalej nie do końca potrafię sobie poukładać to w głowie. Dlatego też z góry przepraszam jeśli ten wpis wyda wam się chaotyczny.
▪️Nie przypominam sobie bym w którejkolwiek książce zostawiła aż tyle znaczników! Serio!
▪️Dla mnie dodatkowym smaczkiem było to, że akcja rozgrywa się w Salem, Massachusetts. Dlaczego? Bo miałam okazję tam być. Co prawda tylko jeden dzień, ale spacerowałam tymi uliczkami. Widziałam te budynki, domy, a dzięki temu zupełnie inaczej odbierało mi się tę historię. I przy okazji mogłam powspominać pobyt w tym uroczym miasteczku.
Życie Everlynne Lawson staje do góry nogami w momencie w którym powinna wesoła i pełna życia wkroczyć w dorosłość. Jedne wakacje, jeden wyjazd do pięknej Hiszpanii i jeden chłopak, który zawładną jej sercem. Intensywna, ale stanowczo za krótka znajomość, i zbyt szybkie rozstanie. „Zostańmy w kontakcie, wrócę, jeszcze się zobaczymy”. Dziewczyna wraca do domu, a nie spodziewany zwrot akcji sprawia, że bardzo szybko przekreśla wszystkie swoje plany, tak zwyczajne, jak pójście na studia i czekanie na chłopaka, by uciec na drugi koniec kraju do małego miasteczka Salem w stanie Massachusetts. Ever uważa to za swoją pokutę. Postanawia, że już nigdy nie będzie...