Czytaliście takie książki, które miały wysokie oceny, wszystkim wokół się podobały, a Was zanudziły, a dodatkowo czytając recenzje innych, zastanawialiście się, czy na pewno czytaliśmy tę samą publikację? Właśnie tak miałam w przypadku "Beautiful Graves" autorstwa L.J.Shen.
Sięgnęłam po tę książkę głównie dlatego, że została mi ona polecona, a wszystkie te osoby, które zachęcały mnie do jej przeczytania, wypowiadały się na jej temat w samych superlatywach. Bo czy odmiana swojego losu po popadnięciu w marazm po stracie kogoś bliskiego, pierwszym zawodzie miłosnym i przeprowadzce, nie brzmi zachęcająco? Wydawało mi się, że tak, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała moje postrzeganie tej sytuacji.
Everlynne Lawson — główna bohaterka powieści to dziewczyna, która właściwie z dnia na dzień straciła radość życia. Po powrocie z wakacji, na których poznała swoją bratnią duszę, straciła matkę, która była najważniejszą osobą w jej życiu. Po tragedii, która niespodziewanie spadła na jej rodzinę Everlynne już nie jest tą samą osobą. Dziewczyna straciła zainteresowanie wszystkim, co do tej pory było dla niej ważne – marzeniami, rodziną, przyjaciółmi oraz chłopakiem, poznanym na wakacjach w Barcelonie.
Nie mogąc poradzić sobie z poczuciem winy po stracie, postanowiła rzucić wszystko i przeprowadzić się jak najdalej od rodzinnego domu. Tym sposobem trafiła do Salem, gdzie spędziła ostatnie sześć lat. Przez cały okres pobytu w mieście, który nie ma zbyt wiele do zaoferowania, unikała radości z życia, budując wokół siebie gruby mur, dopuszczając do siebie jedynie swoją współlokatorkę, jej chłopaka i kota. Wszystko zaczyna się jednak zmieniać, gdy ten ostatni postanawia uciec z domu i pojawić się na balkonie Dominica. Czy poznanie przystojnego pielęgniarza odmieni los Everlynne? Czy równoczesne pojawienie się chłopaka, którego Ever poznała w Barcelonie, będzie miało wpływ na jej relację z Domem? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w książce "Beautiful Graves".
Muszę przyznać, że początek tej historii był naprawdę obiecujący. Piękna Barcelona, nowe znajomości, trochę pikanterii i rozstanie z obietnicą ponownego spotkania. Można się rozmarzyć, prawda? Niestety dalej nie było już tak kolorowo. Po dość uroczej sielance, autorka od razu postanowiła przenieść akcję o sześć lat do przodu i wrzucić czytelnika w depresyjny klimat miasteczka Salem oraz zapoznać go z całkiem nowym obliczem Everlynne, w zasadzie zupełnie nie tłumacząc, co się wydarzyło, że znalazła się w tym miejscu, bo zdawkowe informacje na temat śmierci matki i przeprowadzce, to nie to, czego oczekiwałam. Oczywiście nie chcę tutaj umniejszać tragedii, jaką przeżyła Ever, bo niezaprzeczalnie było to coś strasznego, co naprawdę miało prawo ją złamać, jednak zastanawia mnie, dlaczego nikt z jej otoczenia, nie zainteresował się bliżej jej psychicznym stanem. Ani rodzina, którą porzuciła, ani nowa współlokatorka, ani nawet nowo poznany mężczyzna, który pracuje jako pielęgniarz i według mnie powinien mieć jakieś, chociaż minimalne pojęcie na temat ludzkiej psychiki, szczególnie iż sam zmagał się w dzieciństwie z poważną chorobą. Dla mnie było to co najmniej dziwne.
Jeżeli chodzi o okres po poznaniu Doma, to ta część książki niesamowicie mnie wynudziła. Szczerze powiedziawszy, modliłam się, aby coś w końcu zaczęło się dziać, by skrócić moje cierpienia. Czy się udało? Można powiedzieć, że poniekąd, ponieważ pojawienie się miłości sprzed lat, było tak oczywiste i przewidywalne, że aż śmieszne. Podobnie, jak wszystkie inne wydarzenia, które miały miejsce, aż do początku drugiej części powieści.
Przyznam, że po cichu liczyłam, że druga część będzie zdecydowanie lepsza od pierwszej. Czy tak się stało? Cóż... I tak i nie. Z pewnością czytając te fragmenty historii, poznałam więcej szczegółów na temat śmierci Barbie Lawson, które pozwoliły poniekąd zrozumieć schemat postępowania Ever, czego zdecydowanie brakowało mi w pierwszej części. Chociaż mogłoby się wydawać, że powrót do rodzinnego miasta pogłębi traumę, która rozpanoszyła się w organizmie dziewczyny, to odnoszę wrażenie, że było zupełnie odwrotnie. W San Francisco Everlynne wreszcie poszła po rozum do głowy, skorzystała z terapii, odnowiła stare znajomości i mam wrażenie, że nareszcie odetchnęła pełną piersią. A dalsza część historii to już trochę taka typowa filmowa komedia romantyczna, których obejrzałam w swoim życiu naprawdę wiele.
Oczywiście mam świadomość, szczególnie po przejrzeniu ocen i wielu pozytywnych recenzji na temat tej książki, iż wiele osób nie zgodzi się z moją opinią na jej temat, ale właśnie na tym polega odmienność gustów. Jednym dana publikacja będzie się podobać, a drugim nie, dlatego najlepiej, jeżeli sami sprawdzicie, czy dana książka będzie tą, która skradnie Wasze serce, czy będzie wręcz odwrotnie. Zatem, jeżeli nie mieliście jeszcze okazji czytać tej książki, sięgnijcie po nią, aby przekonać się, czy jest to lektura dla Was. Natomiast jeżeli mieliście już okazję ją przeczytać, serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w dyskusji na jej temat na profilu @czytaniezwiedzmami.