Everlynne wraz z przyjaciółką wyjechała na wakacje, to tam poznaje Joego. Chociaż ta znajomość jest naprawdę krótka, obiecują sobie, że nie skończy się wraz z wyjazdem. Oboje czują, że to, co ich połączyło, nie jest tylko wakacyjnym zauroczeniem. Są młodzi, szczęśliwi, mają plany i marzenia. Niestety rzeczywistość okazuje się zupełnie inna, niż by chcieli, a tragedia, jaka spotkała Everlynne, sprawia, że traci kontakt z chłopakiem.
Mija kilka lat od tamtych zdarzeń. Młoda kobieta zamieszkała w Salem, gdzie żyje samotnie, w wielkim poczuciu winy. Opuściła rodzinę, odsunęła się od wszystkich, porzuciła swoje pasje, a wokół siebie wybudowała wielki mór, przez który nie pozwala przebić się nikomu. Żyje pełna bólu, wspomnień, również tych o miłości, nigdy nie zapomniała o Joe.
Pewnego dnia w jej życiu pojawia się Dominik. Początkowo Everlynne broni się przed tą znajomością i nie zamierza oferować mu nic więcej niż zwykłą przyjaźń. Jednak jemu to nie wystarcza, a ona, po kilku przypadkowych spotkaniach i rozmowie ze współlokatorką, jedyną osobą, którą do siebie dopuściła, postanawia spróbować. Dominik jest zupełnie inny, niż był Joe, a jednak pomału się przed nim otwiera. Teraz miało już być tylko dobrze, jednak los postanawia postawić na jej drodze miłość sprzed lat. Na dodatek okazuje się, że Joe i Dominik mają z sobą wiele wspólnego. Co takiego? Jak doszło do śmierci mamy Everlynne? Dlaczego się o nią obwinia? Czy rodzące się uczucie między Everlynne a Dominikiem ma szansę na szczęśliwy finał? Jak zareaguje kobieta na spotkanie po tylu latach Joego? Czy Everlynne odnajdzie swoje szczęście? Czy pozwoli sobie na nie?
Początkowo myślałam, że będzie to kolejna lekka historia doskonała na leniwy, wakacyjny dzień. Wyjazd przyjaciółek na wspólne wakacje, dobra zabawa, miłość – taki był początek. Później autorka mocno mnie zaskoczyła, kiedy historia przeniosła się o sześć lat do przodu, stała się zupełnie inna. To wszystko, co się działo wywoływało we mnie ogromne emocje, a jednocześnie mocno wciągnęło. Książka ma prawie 400 stron, a ja musiałam ją przeczytać od razu całą, nie byłam w stanie odłożyć na bok, za bardzo byłam ciekawa, jak to wszystko się zakończy.
To nie jest lekka, słodka historia, a wręcz przeciwnie. Znajdziemy w niej tragiczne zdarzenia, śmierć, utratę bliskich i to na różny sposób, ucieczkę. Pełna bólu, samotności, poczucia winy, a jednocześnie miłości (o którą trzeba będzie walczyć). Dla mnie to jedna z tych pozycji, o których nie zapominam szybko, które mocno przeżywam. Akcja sprawnie poprowadzona, ze zwrotami, które potrafiły mnie mocno zaskoczyć.
Główną bohaterką jest Everlynne. Najpierw poznajemy ją jako młodą dziewczynę, szczęśliwą, pełną pasji, marzeń, przeżywającą miłość. Później przenosimy się w czasie o sześć lat, a ona całkowicie się zmienia. Tragedia, którą przeżyła, sprawiła, że stała się wycofana, lękliwa, że żyje w poczuciu winy, wybierając samotność. Niektóre jej zachowania, decyzje mocno podnosiły mi ciśnienie, miałam ochotę nią potrząsnąć. Jednak mimo tego mocno jej kibicowałam i liczyłam, że otworzy oczy, zawalczy o siebie i swoje szczęście.
„Beautiful Graves” to książka, która wywołała we mnie wiele emocji, z historią pełną bólu, samotności, poczucia winy. Moim zdaniem zdecydowanie warto po nią sięgnąć i z przyjemnością polecam.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA