Takiej książki jeszcze w rękach nie miałam. To nie jest ani kryminał (choć dotyczy kryminału, w wielu tego słowa znaczeniach), to nie jest powieść obyczajowa, bo też obyczajność jest tu w zaniku, a właściwie występuje jej totalny brak.
Jest to coś na kształt pamiętnika przestępcy - ale nie w wersji dzisiejszej: "byłem szefem mafii, byłem klawiszem, byłem gangsterem". To jest pamiętnik złodzieja, który złodziejem stał się dopiero po pobycie w więzieniu. Więcej czasu spędził w celi, niż na wolności, ale dość dokładnie opisuje zarówno pobyty w różnych więzieniach, jak i perypetie poza nimi. Dość dużo jest tu też jego przemyśleń, z pogranicza filozofii. Perypetie poza celą można streścić w dwóch zdaniach - chodzenie "na roboty" i kobiety. Ach te kobiety - gdyby nie one, być może Urke Nachalnik zostałby jednak rabinem?
"Życiorys własny przestępcy" nie jest wybitną literaturą. Jest zwykłym pamiętnikiem niezwykłego chłopca - niezwykłego z przyczyn życiowych i historycznych, a nie ze względu na własne predyspozycje do niezwykłości. Pamiętnik obejmuje bowiem okres od narodzin chłopaka (tu podkreślona jest mocno rola matki), przez pierwsze zabawy na podwórku ( a jakże - chuligańskie wybryki też się zdarzały, ale Urke zawsze ich żałował), dalej czas nauki (mama chciała, aby syn został rabinem, w tym celu wysłała go do żydowskiej szkoły) - można zatem chyba rzec, że Urke był jednym z najbardziej wykształconych przestępców).
Pierwsze wpadki, pierwsze przesłuchania, pierwsze więzienie (za "prawie" nic).
Urke po kolei opisuje swoje życie wraz z wszelkimi dywagacjami, typu - czas skończyć ze złodziejstwem i nająć się do zwykłej pracy. Przez chwilę nawet był piekarzem, jednakże "skusił go zły los" i znowu do karceru. Taka sinusoida (wolność, wiezienie, wolność) towarzyszyła mu całe życie. Wolność opierała się na braku pracy i lokum, później znalezieniu tej pracy i lokum, dzięki znajomościom z więzienia lub poprzednich robót. I apiat' od nowa. Równia pochyła. Możliwe, ze gdyby zerwał ze środowiskiem przestępczym (i ktoś dal mu prace) Urke mógłby wrócić na drogę praworządności. Wystarczająco wykształcony, mądry chłopak, któremu gdzieś na początku się noga powinęła.
Książka napisana jest językiem dość prostym, widać w niej pióro zwykłego chłopaka, który czasem tęskni za mamą, czasem rozpamiętuje swoje wybryki, ale zdecydowanie bez zacięć literackich. Ale...
Ogromnym plusem tej książki (i właśnie dlatego twierdzę, że takiej książki w rękach nie miałam) jest używany tu nagminnie język żydowski w odmianie z miejsca, w którym autor akurat przebywał. Zycie Żydów w Polsce przed wojną, w czasie wojny, w międzywojniu jest pokazane z punktu widzenia chłopaka, a potem chuligana - to jest nieprawdopodobna lektura pod tym względem.
Nie ma tu "narodu wybranego" tak obecnego w książkach współczesnych o Żydach. nie ma wybielania, oczerniania - jest za to doskonale pokazane, że Żydzi zawsze trzymali się razem, choć czasem do gojów też chodzili. Nieinwazyjnie i bardzo ciekawie pokazane społeczeństwo żydowskie od strony "niezasłużonych", a wręcz od strony "tych mało-dobrych".
Choć początek jest nudnawy (bo chłopak jest jeszcze grzeczny i słucha mamy), to potem następuje "robota za robotą". Niektóre udane, inne nie. Ten człowiek dużo czasu spędził w mamrze. Włączając w to słynny Czerwoniak. Opisuje relacje między więźniami, charakteryzuje postacie klawiszów - nie każdy był zły. Powtórzę - nieprawdopodobna lektura.
Powiadają, że książka ta była obowiązkową lekturą dla szkół policyjnych oraz agentów FBI, ze względu na szczegółowy opis działania żydowskich gangów. Cóż - ja tu instrukcji nie zauważyłam. Nie wydaje mi się aby taka sytuacja była możliwa, bo tez Nachalnik nie przekazuje tu żadnych nowych wskazówek (jest tylko - rzecz jasna - ponadczasowa przyjaźń, znajomość i to że Żyd za Żyda da się pokroić, acz nie zawsze :) - pytanie czy FBI faktycznie nie miało takiej podstawowej wiedzy, że aż nakazano to czytać agentom. Wręcz złodziejska solidarność nakazuje Nachalnikowi pominąć pewne szczegóły, o czym uczciwie (fajne słowo w tym kontekście) informuje.
Dla mnie jest to bardzo zgrabne pokazanie życia małomiasteczkowego przed wojną, z punktu widzenia dość nowatorskiego, z zachowaniem wszelkich kolorytów epoki. Zachwyca mnie też fakt, że autor pisał o sobie, o swoich doświadczeniach, czyli był naocznym świadkiem wielu zwyczajnych wydarzeń. Dzisiejsze kryminały retro, nawet jeśli opisują tamte czasy, to brakuje im wiarygodności - co jest absolutnie zrozumiałe, skoro autorzy czerpią wiedzę z literatury i dawnych dokumentów.
Pod tym względem książka Nachalnika jest niezastąpiona. Zarówno dla badaczy kultury żydowskiej, gangów żydowskich (różniących się od polskich), czy też zwyczajnie dla osób zainteresowanych tematem "jak się wtedy żyło".