Tekst dotyczy superprodukcji nagranej przez Audiotekę, także nie dość, że nie czytałem Zwierciadła piekieł, a słuchałem, to na dokładkę nie w interpretacji jednego lektora, a całego zespołu świetnych fachowców. Kogóż tu nie ma: Adam Ferency, Kamila Baar, Antoni Pawlicki, Łukasz Lewandowski (na pewno kojarzycie twarz), Marian Opania, Zbigniew Suszyński, świetni młodzi: Misza Dagiel i Jakub Strach (idealnie pod horror) - można wymieniać i wymieniać, bo to tylko główni bohaterowie, ale przejdźmy do mięsa, czyli opowieści, realizację zostawmy na koniec.
Mimo, że jestem fanem horrorów Grahama Mastertona (Manitou i Wyklęty to dla mnie klasyki gatunku), nie czytałem wcześniej Zwierciadła piekieł i w sumie żałuję, bo to naprawdę dobra powieść grozy w starym stylu, bez wymyślania kwadratowych jaj, za to sprawnie i z pomysłem napisana.
Głównym bohaterem powieści jest Martin Williams - młody hollywoodzki scenarzysta, na co dzień piszący odcinki "Drużyny A" (jak tu nie czuć do gościa sympatii). Martin generalnie jest zadowolonym z życia trzydziestolatkiem, z niezłą przyszłością w branży, bo jest inteligentny, pisze co mu powiedzą, do tego dobrze i co ważniejsze terminowo. Martin ma jedną słabość, zalążki obsesji nawet, a jest nią Boofuls - dziecięca gwiazda lat trzydziestych, złotej ery Hollywood - taka Shirley Temple w spodenkach, jednak w przeciwieństwie do Temple Boofulsowi nie było dane dożyć starości, bo został w okrutny sposób zamordowany przez własną babkę. Martin zbiera pamiątki po nim, plakaty, fotosy i inne duperele, ogląda po 15 razy filmy z Boofulsem, a jego marzeniem jest nakręcić o nim film, do czego nie jest w stanie nikogo w fabryce snów przekonać. Poukładane życie Martina zmienia się gdy pewnego dnia trafia na tajemnicze lustro rzekomo należące kiedyś do młodej gwiazdy.
Masterton powoli buduje napięcie, jak w Egzorcyście, akcja rozkręca się spokojnie, poznajemy historię Boofulsa (świetnie go sobie autor wymyślił i rozpisał) i życie Hollywood, świat filmowców drugiej połowy lat osiemdziesiątych: czuć klimat, nie tylko dzięki Drużynie A, ale na przykład postaci rubasznego producenta, z młodą, chyba czwartą żonką u boku (Harvey Weinstein?), jednocześnie historia nie trąci myszką, jest w pewien sposób niedzisiejsza, bo teraz starszy się innymi rzeczami, ale autor ma na tyle dobre pióro a historia jest na tyle wciągająca, że tylko dodaje jej to uroku. Co mnie lekko zirytowało, to to, że przy całym budowaniu otoczki, czerpaniu motywów z Alicji w krainie czarów oraz z biografii samego Lewisa Carrolla, finał jest rozczarowujący - spodziewałem się więcej i ciekawiej, widać Mastertonowi musiało zabraknąć trochę pary na finisz, tym niemniej powieść oceniłbym na mocne 7/10, oceniłbym, ale nie ocenię, bo teraz przechodzimy do meritum, czyli realizacji.
Audioteka przyzwyczaiła mnie do wysokiego poziomu swoich superprodukcji i nie inaczej jest w tym przypadku, bo i same horrory są wdzięcznym materiałem na tego typu słuchowiska. "Dopakowanie" tekstu odpowiednią oprawą dźwiękową i muzyczną potęguje odczucia z odsłuchu i pozwala mocniej wczuć się w historię. Wspominałem na początku o świetnym doborze głosów dla poszczególnych bohaterów, ale osobne słowa uznania należą się młodym, czyli odtwórcy Boofulsa i Emilia - horror z dziećmi automatycznie jest dwa razy straszniej, a jeżeli jeszcze młodzi śpiewają, tak jak to mam miejsce w Zwierciadle, to ciary chodzą po plecach.
Jednym zdaniem podsumowania, bo nie ma co marnować prądu: Audioteka wzięła bardzo dobry horror i zrobiła z niego świetne słuchowisko - warto posłuchać, bo nikt nie robi tego lepiej.*
*wiem, że w tekście często używam nazwy portalu, ale pragnę zaznaczyć, że w żaden sposób nie jestem z nim związany, nie płacą mi ani nie dają swoich produkcji za darmo, a szkoda ...