"Słowa niewypowiedziane są kwiatami ciszy".
Otrzymując propozycję objęcia patronatem medialnym powieść "Zatraceni w sobie" nie do końca wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Ta różowa, aczkolwiek piękna okładka kojarzyła mi się ze słodkim romansem biurowy idealnym na trwające jeszcze wtedy ostatki lata. Gdy już zaczęłam czytać i zagłębiać się w historię Idy, to z każdą kolejną stroną przekonywałam się o tym, że to, co otrzymałam w środku, nijak miało się do tego, co podejrzewałam.
Kto by pomyślał, że niespodziewane zderzenie na chodniku, może zapoczątkować tak pełną emocji opowieść bohaterów, którzy na pierwszy rzut oka, nie powinni mieć ze sobą nic wspólnego.
Dla Idy, która po śmierci mamy ledwo wiązała koniec z końcem, otrzymanie zaproszenia na rozmowę w sprawie pracy było szansą na lepsze życie. I może wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że ma zostać asystentką Konrada Cardeckiego, z którym to miała nieprzyjemną stłuczkę. Jej dotąd w miarę spokojne życie gwałtownie przyśpiesza, a ją samą, jak i mężczyznę, który zdecydowanie ją fascynuje, spotykają różne, nie do końca przyjemne rzeczy.
Pokręcony los stawia przed nimi przeszkody, czy jednak będą w stanie je pokonać? Czy, gdy zmuszona sytuacja Ida wyjedzie służbowo do Japonii, sprawy się ułożą, czy może jeszcze bardziej skomplikują? Jaki wpływ na jej życie będzie mieć tajemniczy mężczyzna poznany w kraju kwitnącej wiśni?
***
Bardzo lubię być zaskakiwana, a to wyszło autorce bardzo dobrze. W tych trochę ponad trzystu stronach udało się przemycić kilka wątków, które były fajnie rozwijane. Podobało mi się to, że z początkowej komedii, bo tak bym określiła sytuacje na chodniku, udało się płynnie przejść do historii obyczajowej z wątkami romantycznymi, ale też z sensacją, dodającą tej powieści sporej dawki adrenaliny.
Najważniejszą sprawą w każdej książce są oprócz pomysłu na fabułę bohaterowie, a ci wyszli autorce niezwykle dobrze. Podobało mi się to, że zostali wykreowani z pomysłem. Naprawdę trudno było ich nie polubić, choć nie ukrywam, że pana kapuśniaczka miałam ochotę kilka razy zdzielić po głowie. Nie miałam za to żadnego problemu z polubieniem Idy – jej poczucie humoru, wyrażane w dosadnych zdaniach bawiły do łez, a jednocześnie bardzo ją podziwiałam, za to, jak sobie radziła z problemami, jakie pojawiały się na jej drodze.
Jest w tej powieści jeszcze jedna postać niezwykle intrygująca, którą z chęcią poznałabym dużo lepiej. Takashi, choć pojawił się na dłuższą chwilę, to jednak mam wrażenie, że to jedynie przedsmak tego, co może wydarzyć się dalej. Czy tak będzie? Nie wiem – dowiem się, gdy przeczytam kolejny tom, na który z niecierpliwością będę czekać.
Słowem zakończenia: uważam, że „Zatraceni w sobie” to naprawdę udany debiut, ponieważ K.M Dyga stworzyła powieść, tak inną od tych czytanych w ostatnim czasie, a jednocześnie tak świetnie napisaną, że czytanie jej było czystą przyjemnością. Nie brakowało w tej powieści emocji, które podkręcały fabułę, czy choćby zaskakujących wydarzeń, które przekreślały moje wyobrażenia o tym, w jakim kierunku pójdzie ta opowieść. Czuje się w pełni usatysfakcjonowana i zdecydowanie czekam na więcej!
Całym serduchem POLECAM!