Tytułowe gumbo to oficjalne danie Luizjany. Jest to zupa pełna najrozmaitszych składników pochodzących z kilku kontynentów, będąca manifestacją różnorodności, erupcją zagmatwania. Taka też jest Luizjana. Przez stulecia kształtowali ją Afrykanie, potomkowie amerykańskich Indian, osadnicy z Europy, Karaibów i Nowej Szkocji. Przez setki lat różne kultury wpływały na siebie, przenikały się, tworząc coś unikalnego i zachwycającego.
Odkryj wiele interesujących ciekawostek, o których nie miał*ś zielonego pojęcia. Wybierz się na wycieczkę po luizjańskich bagnach, przyjrzyj się życiu łowców aligatorów i dowiedz się, jak zniknąć na bagnach z radaru urzędu skarbowego.
Przemierz wspaniałą Akadiane i odkryj, że pierwsi kowboje wcale nie pochodzą z Dzikiego Zachodu. Rozpoznaj różnice pomiędzy Kreolami a Cajunami i sprawdź, czy można być Cajunem i Kreolem jednocześnie. Poznaj tajniki voodoo i hoodoo i dowiedź się, jak Hollywood kompletnie zmienił wyobrażenie o tym. Na sam koniec weź udział w niesamowitym Mardi Gras i przekonaj się, że to święto na koniec karnawału ma dwa oblicza. Turystyczne, które jest jedną wielką imprezą, rozwiązła i pełną alkoholu oraz lokalne, gdzie mieszkańcy czarnych dzielnic miasta przebierają się za amerykańskich Indian, których stroje to najprawdziwsza sztuka; a mieszkańcy prowincji ubrudzeni błotem ganiają za kurczakami. Dzięki tej książce przekonasz się, jak mocno to wszystko jest przesiąknięte historią stuleci niewolnictwa, pogromów czarnej ludności i linczów. Bez wątpienia wielokształtowość Luizjany i jej mieszkańcy są niczym mozaika. Na początku pozornie do siebie nie pasują, jednak po ułożeniu elementów obok siebie tworzą nietuzinkową i fantastyczną całość.
Uwielbiam oglądać relacje z podróży pana Artura i zawsze z oczekiwaniem czekam na kolejne, dlatego z niecierpliwością czekałam na tę książkę. I po raz kolejny autor zabrał czytelnika w niezwykłą podróż. Książka jest podzielona na kilka tematycznych rozdziałów: Luizjańskie Gumbi, Arkadiana, Bagna, Czarna i Białą Luizjana, Kreole, Voodoo i Mardi Gras.
Artur Owczarski pokazuje, że znane stereotypy nie istnieją, podważa je. Szczególnie jeśli chodzi o ludzi z bagien. Na przykład poznajemy Franka, który na co dzień jest kapitanem wycieczek na bagna. Jest też wysokiej klasy muzykiem jazzowym, który wraz ze swoim zespołem nawet wystąpił w Warszawie. A chyba największą niespodzianką dla mnie był stereotyp dotyczący języka francuskiego, który u nas kojarzy się z miłością czy poezją. Tam francuski był uważany za język ze wsi, język biedy, język z bagien.
Przez całą książkę przewija się również temat czarnych mieszkańców Luizjany czy Arkadiany. Ich historia to ogrom cierpienia, brutalności i segregacji. Mimo tego wszystkiego to właśnie w dużej mierze dzięki nim luizjańskie gumbo nabiera nowego podwójnego znaczenia. To dzięki nim mamy tak piękną i niezwykłą muzykę, która sprawia, że taki Nowy Orlean jest kojarzony z muzyką.
I przede wszystkim nie ważne czy jesteś z arystokracji, bogaty czy biedny, młody czy stary, katolikiem czy wyznawcą voodoo, entuzjastą szalonych i wyuzdanych imprez czy spokojnych spotkań przy lekkim drinku. Muzyka, taniec i śpiew łączy ludzi. Wszyscy dają się porwać rytmowi i razem celebrują życie. To właśnie ich łączy. Joie de vivre – cieszcie się życiem!
Daje jeszcze kilka moich ulubionych ciekawostek:
- Aligator jest w stanie przeżyć w zamarzniętej wodzie. Dopóki może oddychać, przetrwa. Jego metabolizm bardzo zwalnia, praktycznie zamarza i wpada w stan hibernacji. Serce bije mu raz na 80 sekund.
- W Ameryce obowiązuje zasada jednej kropli krwi, więc jeśli dawno, dawno temu ktoś w rodzinie był czarny, to masz wpisaną rasę czarną. Nawet jak wychodzi, że masz tylko w 1/16 czarnego przodka, a twoja karnacja jest ciut ciemniejsza niż normalna, to i tak jesteś rasy czarnej.
- Wysłani na Haiti przez Napoleona do zdławienia powstania niewolników polscy legioniści zabrali ze sobą wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej, która do dziś jest uosobieniem Erzulie Dantor. Jest przedstawiana jako Czarna Madonna z dwoma bliznami na policzku i sporej wielkości nożem trzymanym w dłoni. Zgodnie z haitańską tradycją była boginią miłości, płodności i pożądania, należała jednak do agresywnych i mściwych duchów. Karała mężczyzn, którzy stosowali przemoc wobec kobiet i dzieci. Patronka kobiet zdradzonych i lesbijek.
- To Hollywood zmienił postrzeganie voodoo i postać zombie. Zamiana w zombie była proces psychologiczny wywołany psychozą po podaniu narkotyku i traumą po pogrzebaniu żywcem i pozostawaniu pod ziemią przez kilka godzin. Po takim zabiegu osoby były uległe kapłanowi, stawali się jego niewolnikami zombie. Natomiast znane laleczki voodoo służą głównie celom leczniczym. Ich moc zwiększa się, gdy umieści się na nich imię osoby, którą przedstawiają, lub dołączy element jej ubioru albo włosy. Laleczka powinna znajdować się w ukryciu, jak najbliżej tego, kogo przedstawia. Wtedy jej moc rośnie.
- I na koniec co prawda fragment książki, ale na długo zostanie ze mną.
„- Wiesz, jaka jest afrykańska muzyka? Na pewno słyszałeś, radosna, taneczna, bardzo rytmiczna.
- Tak, lubię afrykańskie rytmy.
- No właśnie. A co zrobili Afrykanie przywiezieni do Ameryki Północnej?
- Co?
- Wymyślili bluesa, który jest zawodzący i cierpiący...”