Książka „Brzydcy ludzie” Żanety Pawlik nie zachęca do czytania tytułem. Co innego okładka, która nawiązuje do jesieni, a opis fabuły wskazuje, że będzie to jesień życia. Trochę się wahałam, zanim sięgnęłam po książkę, jednak zupełnie niepotrzebnie, bo powieść okazała się przepełniona motywami skłaniającymi do refleksji nad zdolnością zrozumienia drugiego człowieka.
Głównym bohaterem książki jest 80-letni Henryk, który od trzydziestu już lat żyje sam, gdyż jego ukochana żona zmarła. W jego życiu pojawiają się problemy ze zdrowiem typowe dla zaawansowanego wieku, dlatego też rodzina staje przed koniecznością zorganizowania mu opieki. Te obowiązki przyjmuje na siebie jego córka, Truda. Każde rozwiązanie, jakie podejmuje, budzi napięcia na różnych polach. Mąż i córka mają pretensje, że nie poświęca im wystarczająco dużo czasu. A Henryk również nie okazuje tyle wdzięczności, ile by oczekiwała za wysiłek włożony w utrzymanie jego mieszkania w czystości i przygotowanie posiłków. Pomysł z przyjęciem ojca do własnego domu w zamian za udostępnienie mieszkania Sandrze i jej synkowi, pasierbicy Trudy, również kończy się eskalacją niechęci i pretensji. Uszczęśliwianie na siłę starszego mężczyzny bez uwzględniania jego pragnień i rzeczywistych potrzeb nikomu nie przynosi niczego dobrego. W tle tego wszystkiego rodzi się pytanie, czy więzy krwi są niezbędnym warunkiem rodzinnego przywiązania.
Równie ważną bohaterką tej opowieści jest Sandra, pasierbica Trudy. Dziewczyna zaszła w ciążę ze swoim wykładowcą, jednak nawet nie zdołała mu o tym powiedzieć, gdy dowiedziała się, że mężczyzna ją zdradza. Ta sytuacja ją przygniata i uwypukla niedojrzałość. Początkowo korzysta z pomocy matki, jednak ta nie może jej utrzymywać razem z małym dzieckiem i wyrzuca córkę z domu. Tak trafia do ojca i Trudy, gdzie również nie jest mile widziana. Ostatecznie ląduje w mieszkaniu Henryka, gdzie zaczyna rozumieć, czym jest dorosłość i jak się z nią mierzyć.
„Brzydcy ludzie” opowiadają przede wszystkim o relacjach rodzinnych, w których dramatycznie brakuje zrozumienia. Nawet kiedy każdy kieruje się najlepiej pojętym dobrem drugiej osoby, przysparza mu cierpienia. To pokazuje, że relacje rodzinne są niezwykle trudne, bo nawet mimo kłótni, złośliwości, a czasem okrucieństwa, nikomu nie można jednoznacznie zarzucić, że nie kocha swoich bliskich.
Żaneta Pawlik napisała książkę o samotności w tłumie, okazywaniu miłości w niepożądany przez drugą osobę sposób i przeżywaniu starości. Choć porusza tematy ponure, nastrój w książce jest pogodny. Mimo problemów zdrowotnych Henryk jest pełen autoironii i nie traci pogody ducha. Wciąż jest otwarty na płeć przeciwną, taniec i życie towarzyskie. Nie trzyma się życia zbyt kurczowo, jednak nie spieszy mu się również na drugą stronę. Przede wszystkim chce dożyć swych dni po swojemu.
Autorka stworzyła postaci z krwi i kości, pokazując ich zalety i wady bez zbędnego oceniania. Tytułowa brzydota jest w przypadku tej opowieści bardzo nieoczywista. Nie dotyczy wyglądu fizycznego, Trudno też jednoznacznie stwierdzić, że autorce chodziło o osobowość czy duszę, bo choć przez większość czasu widzimy, że bohaterowie nie liczą się z uczuciami bliskich i realizują własne wizje najlepszego życia, to na koniec okazuje się, że ich pobudki nie są jednoznacznie złe. Tak jak całe życie trudno postrzegać czarno-biało, tak i postępowanie bohaterów również.
Książka z Klubu Recenzenta w serwisie nakanapie.pl