Autor „Skoczka”, Marcin Mielcarek, zareklamował mi swoją powieść jako podobną do „Buszującego w zbożu” i choć tą drugą czytałam, to bardzo dawno i nie zrobiła na mnie wrażenia, które pozwoliłoby jakoś bardziej ją zapamiętać. Jednakże inne powody sprawiły, że zdecydowałam się przeczytać „Skoczka”, intuicja jakaś. A teraz z przyjemnością mogę ją wam polecać.
Bohaterem książki jest Hubert, który właśnie opuścił dom dziecka, by rozpocząć samodzielne życie. Chłopak szuka własnej drogi, jednak nigdzie nie może zagrzać miejsca. Próbuje studiować, jednak wkrótce przestaje chodzić na zajęcia. Podejmuje się różnych prac, jednak rzadko wytrzymuje dłużej niż kilka dni. I to nie dlatego, że jest taki wybredny. Jego pracodawcy najczęściej okazują się nad wymiar wymagający, nie oferując w zamian nic, nawet pieniędzy. A ci, którzy płacą, okazują pogardę w inny sposób.
Hubert nie dogaduje się z nikim. Ani z kobietami, ani współlokatorami, ani nawet przypadkowo spotkanymi na ulicach, w sklepach czy barach, ludźmi. Jego przejmującą samotność pogłębia dość częste sięganie po alkohol. Relacje z dziewczynami i kobietami są płytkie i oparte na seksie. Próżno szukać w nich wszystkich autentycznego zaangażowania. Każdy gra do własnej bramki, nie zważając na inne osoby. Zderzenie z taką rzeczywistością jest dla młodego człowieka co najmniej rozczarowujące. Doświadcza nadużyć na każdym kroku życia zawodowego. W kwestiach uczuciowych nie jest lepiej.
Bohater obserwuje, jak wszyscy wykorzystują wszystkich. Kiedy nie godzi się na takie traktowanie, cierpi na tym jego portfel. Wszystko, co go spotyka ze strony innych, nie pomaga mu odnaleźć własnej ścieżki życiowej, nie daje oparcia i poczucia stabilizacji. Hubert jest zagubiony i niespokojny. Szuka odpowiedzi na pytanie, jak żyć, w literaturze. Większość czasu jednak marnotrawi, spędza bezproduktywnie w pokoju, ogląda telewizję, upija się i włóczy po mieście.
Mimo wszystko polubiłam Huberta. Jest cyniczny, kłamie bez mrugnięcia okiem, nie ma określonych celów w życiu, nie przywiązuje się do nikogo. Do tego pali, pije, nie troszczy się o nic, jednak budzi sympatię, kiedy zderza się z obłudą świata. „Skoczek” pokazuje, jak nikczemna jest nasza rzeczywistość.
Czytałam „Skoczka” z przyjemnością, która wzbudza we mnie zaskoczenie. Bardzo lubię tę nutkę sarkazmu, którym posłużył się autor. Narysował dość szarą, nieprzyjazną rzeczywistość, a w niej człowieka, który nie może pokonać własnych traum i odnaleźć spokoju. Posłużył się przy tym dopracowanym językiem i stylem. Świetnie wykorzystał potencjał postaci drugoplanowych, bo każda z nich miała do opowiedzenia własną historię, idealnie wpasowaną w nastrój całej powieści.
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to nadmiar wulgarności pod koniec książki. Przez całą historię przetaczają się momenty wzbudzające odrazę, jednak ostatnie strony zgromadziły ich bardzo dużo.
Tym niemniej polecam wam „Skoczka” z pełną odpowiedzialnością. Bardzo dobra powieść.