Tak sobie siedzę i myślę, co mają w sobie kryminały skandynawskie, że pochłaniam i pochłaniam i nigdy nie czuję przesytu? Coś w nich musi być, nie wiem, czy to styl, specyficzny język? A może ta "zimna" aura, którą autorzy roztaczają wokół zbrodniczej zagadki?
Pisarzy skandynawskich jest sporo. Czytuję Wasze recenzję i są tacy twórcy, którzy dominują w naszym blogowym świecie (np. Mankell). A ja chciałabym Wam dziś przedstawić nową twarz, a właściwie powinnam napisać świeże pióro.
Carin Gerhardsen urodziła się w 1962 r. w Katrineholm. Z wykształcenia jest matematykiem. W wolnym czasie lubi podróżować, rozwiązywać łamigłówki oraz grać w golfa. "Domek z piernika" jest jej pisarskim debiutem. Spotkać ją można w Sztokholmie.
Skoro jest to kryminał, to musi i być zbrodnia. I jest. W środkowej Szwecji dochodzi do kilku bestialskich zabójstw. Conny Sjöberg- inspektor policji w Hammardy rusza tropem zabójcy. Nie jest to prosta pogoń, gdyż zabójca zabija osoby niby zupełnie względem siebie obce. Jakże jest to mylne twierdzenia. Ofiary "coś" łączy. Ale co? Tego już musi się dowiedzieć inspektor sam, bo przestępca nie zostawia żadnych śladów, nie wiadomo czy to kobieta, czy mężczyzna? Czemu pierwsza zbrodnia zostaje popełniona w domu staruszki, która przebywała z szpitalu i nie znała ofiary? Jakie motywy kierowały zabójcą, by w taki okrutny sposób zabijać?
Muszę przyznać, że jest to bardzo udany debiut pisarki. Napisać dobry kryminał nie jest łatwą sztuką. Kryminał to świat iluzji, czytelnik już myśli, że zna tożsamość zabójcy,a tu lipka. Autorka skonstruowała niebanalną fabułę. Mamy do czynienia z dwoma płaszczyznami. Z jednej strony mamy świat inspektora, jego rozumowanie oraz próby rozwiązania śledztwa, z drugiej mamy zabójce, o bardzo złożonej psychice. Książka jest podzielona na rozdziały. Niektóre z nich są nazwane "Pamiętnik mordercy", w którym morderca przedstawia czytelnikowi swoją sylwetkę. Ujawnia cechy samotnika, skrzywdzonego dziecka. Pokazuje swój ból, watpliwości, ale też siłę i dumę ze swoich karygodnych czynów.
Pamiętajmy, że nasz czarny bohater taki się nie urodził, a ukształtowało go dramatyczne dzieciństwo. Ale czy go to usprawiedliwia?
Zdradzę Wam, że zabójcza jest bardzo złożoną postacią. Niby zwyczajna, nic nie znacząca i niemalże niewidzialna dla otoczenia osoba, a wewnątrz duszy rodzi się człowiek pragnący uwagi, troski, poczucia bezpieczeństwa. Pisarka przedstawia nam Thomasa, samotnika, gnębionego przez rówieśników w przedszkolu. Nigdy nie stworzył ciepłego i rodzinnego domu. Otoczył się kokonem i odgrodził się od społeczeństwa. Traumatyczne przeżycia z przedszkola sprawiły, że stał się płochliwy, małomówny, z małym poczuciem własnej wartości postacią, z najniższego szczebla drabiny społecznej. Ale czy to on zabija? Czy to on się mści? Tego już nie zdradzę, przekonajcie się sami.
Ten kryminał ma według mnie wielki pozytyw. Otóż Carin Gergardsen skupia się na zbrodni, nie opisuję szarej i zagmatwanej pracy szweckiego policjanta. Akcja jest płynna i nastawiona na konkrety, a nie na rozbudowane wątki poboczne.
Polecam Wam jeśli lubicie dreszczyk emocji, zagadki, główkowanie, błądzenie i rozwiązanie całej sprawy na ostatnich stronach książki. Jest to pasjonująca i wciągająca pozycja. I nawet jeśli są dokonywane zabójstwa- jest to lektura bardzo przyjemna.