Magdalena Witkiewicz, autorka poczytnych powieści obyczajowych, jest dla mnie wzorem do naśladowania. Cechuje ją serdeczność, empatia, miłość do ludzi i pasja do swojej pracy. Jej książki to plaster na zbolałe serce, wsparcie w trudnych chwilach i promyk słońca w pochmurny dzień. Magdalena ma marzenia, po które odważnie sięga. Niedawno rozpoczęła nowy rozdział w swojej karierze, zakładając wspólnie z mężem wydawnictwo o nazwie Pracownia Dobrych Myśli – inspirowane tytułem jednej z jej dość popularnych powieści. Jestem przekonana, że podobnie jak ta ciepła opowieść o przyjaźni, miłości i sile pozytywnej energii, nowe wydawnictwo będzie oferować książki pełne pokrzepienia, które ukoją ból i rozjaśnią nawet najbardziej pochmurne dni.
Szczególne miejsce w sercu autorki zajmuje powieść 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑠𝑖ę 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎𝑚𝑦. Jej wyjątkowe znaczenie Magdalena Witkiewicz wyjaśnia w poruszającym posłowiu. Od pierwszego wydania książki minęło już sześć lat, jednak mimo upływu czasu każdy czytelnik, tak jak ja, znajdzie w niej coś dla siebie. Najnowsze wznowienie zostało odświeżone, przeredagowane i wzbogacone o piękną szatę graficzną – od zachwycającej okładki i barwionych brzegów po wyjątkowe ilustracje. Gdybym miała polecić tę książkę jednym zdaniem, powiedziałabym, że jest niezwykła, ponadczasowa i wyciska łzy podczas lektury.
𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑠𝑖ę 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎𝑚𝑦 to niezwykła opowieść o wytrwałym oczekiwaniu, o trudnych kartach polskiej historii i o tym, jak losy naszych przodków mogą stać się cenną lekcją dla przyszłych pokoleń. To przede wszystkim opowieść o miłości i niezwykłej sile, którą potrafi w nas obudzić. 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑠𝑖ę 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎𝑚𝑦 to podróż sentymentalna w przeszłość, opowieść o historii Adeli i jej wnuczce Justynie, której losy toczą się współcześnie. To historia o tym, że w życiu nie warto czekać bez końca, że warto cieszyć się chwilą i każdego dnia być wdzięcznym za to, co mamy. Trzeba przestać czekać na wszystko, bo w ten sposób możemy spędzić życie na oczekiwaniu.
𝐺𝑑𝑦𝑏𝑦 𝑡𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑡𝑎𝑘𝑖 𝑔ł𝑢𝑝𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑦ł 𝑖 𝑤𝑐𝑧𝑒ś𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑗𝑚𝑜𝑤𝑎ł 𝑡𝑟𝑎𝑓𝑛𝑒 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗𝑒. 𝐴𝑙𝑏𝑜, 𝑔𝑑𝑦𝑏𝑦 𝑐ℎ𝑜𝑐𝑖𝑎ż 𝑤𝑖𝑒𝑑z𝑖𝑎ł, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑠ą 𝑡𝑟𝑎𝑓𝑛𝑒. 𝐴 𝑡𝑎𝑘? 𝐶𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑑𝑒𝑐𝑦𝑑𝑜𝑤𝑎𝑛𝑦, 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟ą 𝑧 𝑑𝑟ó𝑔 𝑚𝑎 𝑝ó𝑗ść. 𝐶𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑗𝑟𝑧𝑙𝑖𝑤𝑦 𝑖 𝑧𝑎𝑚𝑖𝑎𝑠𝑡 𝑑𝑟𝑜𝑔𝑖 𝑗𝑎𝑠𝑛𝑒𝑗 𝑤𝑦𝑏𝑖𝑒𝑟𝑎 𝑛𝑎𝑗𝑐𝑖𝑒𝑚𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧ą, 𝑏𝑜 𝑚𝑎 𝑤𝑟𝑎ż𝑒𝑛𝑖𝑒, ż𝑒 𝑗𝑎𝑠𝑛𝑎 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑝𝑢ł𝑎𝑝𝑘ą. 𝐴 𝑛𝑖𝑒𝑘𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒. 𝐶𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑏𝑟𝑎ć 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑚, 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡. 𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑑𝑜𝑝𝑜𝑤𝑖𝑎𝑑𝑎ć 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜ś, 𝑐𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑖𝑠𝑡𝑛𝑖𝑒𝑗𝑒.
Akcja powieści toczy się dwutorowo – współcześnie i w przeszłości, a każdy rozdział rozpoczyna się fragmentem znanych i lubianych tekstów piosenek.
Gdańsk, czasy współczesne. Justyna zmaga się z rozłąką z ukochanym, który, w momencie, gdy ich miłość zdawała się najsilniejsza, postanowił wyjechać do Stanów, kuszony obietnicą amerykańskiego snu. Początkowo miało to trwać tylko pół roku, jednak z czasem przekształciło się w długie lata oczekiwania.
Drugi wątek opowiada historię Adeli i ukazuje tragiczny obraz początków wojny, kiedy ludzie, niegdyś przyjaciele i dobrzy sąsiedzi, stali się wrogami, ponieważ przestali sobie ufać. Przed wojną tworzyli zgraną paczkę, a po jej wybuchu patrzyli na siebie podejrzliwie. Wojna uwolniła w niektórych skrywane cechy i obnażyła prawdziwe oblicze. Ci, którzy wcześniej myśleli tylko o sobie, teraz mogli wykorzystywać ten egoizm bez żadnych konsekwencji. Okupacja dawała możliwości podłego zachowania, nikt nie mógł być pewnym nikogo. Wszyscy mieli nadzieję, że wojna szybko się skończy, ale niestety rzeczywistość okazała się daleka od wyobrażeń Polaków.
Rodzice Adeli, dzięki swojej pracy i umiejętnościom, zyskali szacunek zarówno Niemców, jak i Polaków, co pozwalało im w miarę spokojnie żyć i nie cierpieć głodu. W tym czasie ludzie toczyli swoją własną wojnę. 𝐵𝑦 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑡𝑟𝑤𝑎ć, 𝑏𝑦 𝑚𝑖𝑒ć 𝑐𝑜 𝑑𝑜 𝑔𝑎𝑟𝑛𝑘𝑎 𝑤ł𝑜ż𝑦ć 𝑖 𝑏𝑦 𝑧𝑎𝑠𝑦𝑝𝑖𝑎ć 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑜𝑟𝑒𝑚 𝑤 𝑠𝑤𝑜𝑖𝑚 𝑑𝑜𝑚𝑢, 𝑤 𝑡𝑜𝑤𝑎𝑟𝑧𝑦𝑠𝑡𝑤𝑖𝑒 𝑡𝑦𝑐ℎ, 𝑠𝑎𝑚𝑦𝑐ℎ 𝑜𝑠ó𝑏, 𝑧 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑚𝑖 𝑠𝑝ę𝑑𝑧𝑖𝑙𝑖 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑒𝑘.
Joachim, Rachela, Adela, Franciszek, Janek i Sabina – wszyscy byli młodzi, pełni marzeń, a ich serca przepełniała miłość, choć wiedzieli, że każdy dzień może być tym ostatnim. Przyszłość była niepewna, więc Franek postanowił oświadczyć się Adeli. Ponieważ nie miał pieniędzy na pierścionek zaręczynowy, a chciał, by przyszła żona zapamiętała ten dzień na zawsze, kupił w lombardzie dwie porcelanowe filiżanki z niezapominajkami. Niezapominajki stały się symbolem ich miłości.
Grudziądz i jego mieszkańcy byli traktowani przez Niemców jako część ich terytorium, dlatego wszyscy musieli podpisać folkslistę, która dla jednych była przekleństwem, a dla innych wybawieniem. Chcąc mieć spokój, wielu z nich decydowało się ją podpisać, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Kiedy Niemcy zaczęli ponosić porażki na froncie wschodnim i potrzebowali "mięsa armatniego", przypomnieli sobie o mężczyznach z Grudziądza, którzy podpisali listę lojalnościową. W ten sposób Franciszek i Janek trafili na front, zmuszeni walczyć w obcej wojnie. Po odniesieniu poważnych ran na polu bitwy Janek już nigdy nie będzie musiał wracać na linię frontu. Franek natomiast pojawił się na przepustce, a potem znów został wysłany na front – po czym słuch o nim zaginął. Wyjeżdżając, obiecał żonie, że się jeszcze zobaczą, a ona wierzyła w jego słowa, bo Franciszek zawsze dotrzymywał obietnic. Został Janek, choć Adela tak bardzo chciała, żeby było odwrotnie. Niestety, rzeczywistość okazała się inna, niż wyobrażała ją sobie Adela. 𝐷𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑙𝑖𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑚ł𝑜𝑑𝑦𝑐ℎ 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑚𝑎𝑟𝑧ą𝑐𝑦𝑐ℎ 𝑜 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑜ś𝑐𝑖, 𝑎 𝑢𝑤𝑖ę𝑧𝑖𝑜𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑤 𝑘𝑙𝑎𝑡𝑘𝑎𝑐ℎ 𝑠𝑤𝑜𝑖𝑐ℎ 𝑡𝑟𝑎𝑢𝑚 𝑘𝑜𝑠𝑧𝑚𝑎𝑟ó𝑤. Adela była pewna, że Franciszek wróci, że ta okropna wojna się skończy i wszystko będzie tak, jak kiedyś.
Historia mieszkańców Grudziądza nie była łatwa. Najpierw byli gnębieni jako Polacy przez Niemców. Potem zostali wpisani na folkslistę. Dla Niemców byli zbyt mało niemieccy, a dla Polaków stali się zdrajcami. Gdy wszystko ucichło, dla czerwonoarmistów byli prawdziwymi Niemcami i trzeba było ich zniszczyć. Dla nikogo nie liczyło się, jakimi byli ludźmi. Starali się żyć w zgodzie ze wszystkimi, nikomu nie wyrządzili krzywdy, a ktoś ciągle miał do nich pretensje. Niestety, ludzie mają taką naturę, że wciąż szukają dziury w całym, by walczyć ze sobą i się kłócić, zamiast po prostu żyć w spokoju.
Adela i Janek trwają obok siebie. Wojna dawno minęła, a oni wciąż są uwikłani w wojenne historie. On czeka na Adelę, a ona na Franka.
Współcześnie – związek Justyny z Michałem traci intensywność uczuć, zwłaszcza że jej ukochany nieustannie przedłuża swój pobyt w Ameryce. Justyna ma już dość czekania, samotnego życia i zdawkowych telefonów w środku nocy z powodu różnicy czasu. Dwa lata na wygnaniu powinny wystarczyć, by zarobił na wspólny dom. Justyna ma wrażenie, że Michał wciąż szuka wymówek, by nie wracać do kraju. 𝑁𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑠𝑦𝑡𝑢𝑎𝑐𝑗𝑖 𝑏𝑒𝑧 𝑤𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑎, 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑠𝑖ę 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑟𝑜𝑧𝑒𝑗𝑟𝑧𝑒ć 𝑤𝑜𝑘ół.
Podczas podróży służbowej Justyna spotyka w pociągu sympatycznego Konrada, który od razu jej się spodobał, a i ona nie pozostała mu obojętna. Gdy waha się, czy kontynuować tę znajomość, jej przyjaciółka Magda stwierdza, że najwyższy czas, by Justyna pożegnała stare życie i rozpoczęła nowe. Justyna wciąż spogląda wstecz, bo tyle czasu czekała na Michała i nie ma odwagi ruszyć do przodu, chociaż związek na odległość jest jak niepodlewana roślina – usycha. Może powinna wprost powiedzieć, że dla nich na wspólną przyszłość jest już za późno, zaoszczędziłaby sobie tym czasu. […] 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑎 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑢ż 𝑜𝑏𝑜𝑘 𝑛𝑎𝑠, 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑚𝑦 𝑤𝑐𝑖ąż 𝑢𝑝𝑎𝑟𝑐𝑖𝑒 𝑝𝑎𝑡𝑟𝑧𝑦𝑚𝑦 𝑤 𝑛𝑖𝑒𝑤ł𝑎ś𝑐𝑖𝑤ą 𝑠𝑡𝑟𝑜𝑛ę. Mimo wątpliwości, Justyna, podobnie jak jej babcia Adela kochała bezgranicznie i nie przestawała wierzyć w powrót ukochanego, co uniemożliwiało jej nawiązanie relacji z żadnym innym mężczyzną.
Historie babci Adeli i jej wnuczki są podobne, choć dzielą je lata doświadczeń. To historia dwóch kobiet, które mają wspólne korzenie, dzieli czas, a łączy oczekiwanie. Historia ta pokazuje, że nie zawsze warto czekać i że nie warto oglądać się za siebie. Doświadczenie Adeli uczy, że to od nas zależy, jak będziemy cieszyć się życiem, i że to od nas zależy, czy potrafimy dostrzegać piękno w codzienności. 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑠𝑖ę 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎𝑚𝑦 to historia, która przypomina, że nie warto czekać całe życie. 𝑁𝑖𝑒 𝑤𝑎𝑟𝑡𝑜 𝑐ℎ𝑜𝑤𝑎ć 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑧𝑎 𝑠𝑧𝑘ł𝑜 𝑖 𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎ć 𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑝𝑠𝑧𝑒 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑗𝑒, 𝑏𝑦 𝑧 𝑛𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑜𝑟𝑧𝑦𝑠𝑡𝑎ć. 𝑇𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑐ℎł𝑜𝑛ąć 𝑘𝑎ż𝑑𝑦 𝑑𝑧𝑖𝑒ń 𝑖 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑚 𝑐𝑖𝑒𝑠𝑧𝑦ć. 𝑅𝑎𝑛𝑜 𝑏𝑦ć 𝑤𝑑𝑧𝑖ę𝑐𝑧𝑛𝑦𝑚 𝑧𝑎 𝑡𝑜, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑜𝑏𝑢𝑑𝑧𝑖𝑙𝑖ś𝑚𝑦, 𝑎 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑜𝑟𝑒𝑚 𝑑𝑧𝑖ę𝑘𝑜𝑤𝑎ć 𝑧𝑎 𝑡𝑜, ż𝑒 𝑚𝑎𝑚𝑦 𝑧𝑎𝑝𝑖𝑠𝑎𝑛ą 𝑘𝑜𝑙𝑒𝑗𝑛ą 𝑘𝑎𝑟𝑡𝑘ę 𝑤 𝑘𝑎𝑙𝑒𝑛𝑑𝑎𝑟𝑧𝑢 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎.
Mijają lata, ludzie się zmieniają, a czekanie na kogoś przez całe życie staje się nieużywaną miłością, jak filiżanki z niezapominajkami z babcinego kredensu. Może wspólna herbata lepiej smakowałaby w zwykłym, ceramicznym kubku – takim codziennym, bo nie ma znaczenia, z jakich naczyń ją pijemy, byleby to robić razem. 𝐿𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑦ć 𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑛𝑎 𝑟𝑜b𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑖ż 𝑛𝑎 𝑟𝑜𝑧𝑝𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑦𝑤𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑙𝑖𝑐𝑧𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑦𝑐ℎ 𝑧ł𝑦𝑐ℎ. 𝐿𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑙𝑎𝑛𝑜𝑤𝑎ć 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧ł𝑜ść, 𝑛𝑖ż 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑎𝑤𝑖𝑎ć 𝑠𝑖ę, 𝑗𝑎𝑘 𝑚𝑜𝑔ł𝑎𝑏𝑦 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎ć 𝑡𝑒𝑟𝑎ź𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑜ść, 𝑔𝑑𝑦𝑏𝑦 𝑘𝑡𝑜ś 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑝𝑜𝑑𝑗ął 𝑖𝑛𝑛𝑒 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗𝑒. Nie warto tracić czasu na żałowanie tego, co się straciło, ani tego, czego się nie zrobiło. Każdy dzień to nowe dwadzieścia cztery godziny, pełne możliwości, a obok nas może być ktoś, kto nas kocha i gotów jest z nami dzielić życie. Czekając na idealny moment, łatwo go przegapić, bo skąd możemy wiedzieć, że to właśnie ten? Może to dzieje się teraz. Życie ludzkie jest jak porcelanowa filiżanka – kruche i delikatne. Po latach, choć spotykamy się ponownie, możemy być tacy sami, a jednak rysy, które zostawiło życie, sprawiają, że stajemy się innymi ludźmi.
𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑠𝑖ę 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎𝑚𝑦 niesie ze sobą ważne przesłanie, na które warto zwrócić uwagę. Magdalena Witkiewicz podkreśla, jak często powielamy pewne schematy przejęte od naszych przodków. Choć nasze życie różni się od tego, jakie wiedli nasi dziadkowie czy rodzice, wciąż możemy dostrzec podobieństwa, które nie zawsze nam odpowiadają. To, jak żyli członkowie naszej rodziny w przeszłości, niezależnie od naszych chęci, ma ogromny wpływ na nasze obecne postępowanie. Powielamy te schematy, często nieświadomie, i możemy je przerwać dopiero wtedy, gdy zrozumiemy ich źródło i znaczenie.
Będąc młodymi ludźmi, rzadko interesujemy się historią naszych rodzin – mamy własne sprawy i cele. Wiemy, że gdzieś byli dziadkowie, pradziadkowie, ale czy kiedykolwiek zastanawiamy się nad tym, by stworzyć drzewo genealogiczne? Z biegiem lat jednak zaczynamy żałować, że nie zainteresowaliśmy się tym wcześniej. Gdy zaczynamy odkrywać historie naszych przodków, często jest już za późno, by zapytać o szczegóły. W moim domu rzadko mówiło się o przeszłości, szczególnie o trudnych wojennych latach. Teraz, patrząc wstecz, jest tyle pytań, na które chciałabym znaleźć odpowiedź, ale niestety, nie mam już kogo zapytać… Gdybyśmy tylko poświęcili czas, by zgłębić historię naszych przodków, moglibyśmy dostrzec, jak wielki wpływ miały one na nasze życie.
𝑁𝑎𝑗𝑐𝑒𝑛𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒, 𝑐𝑜 𝑚𝑜ż𝑒𝑠𝑧 𝑑𝑎ć 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑚𝑢 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑜𝑤𝑖, 𝑡𝑜 𝑠𝑤ó𝑗 𝑐𝑧𝑎𝑠. […] 𝐶𝑧𝑎𝑠 𝑝ę𝑑𝑧𝑖 𝑛𝑖𝑒𝑢𝑏ł𝑎𝑔𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑦𝑛ym, 𝑐𝑜 𝑚𝑜ż𝑒𝑚𝑦 𝑝𝑜 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖ć, 𝑡𝑜 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒 𝑤𝑠𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧ą 𝑘𝑟𝑒𝑤 𝑝ł𝑦𝑛ą𝑐ą 𝑤 ż𝑦ł𝑎𝑐ℎ 𝑤𝑛𝑢𝑘ó𝑤 𝑖 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑛𝑢𝑘ó𝑤.