Danuta Chlupowa to autorka, której książki od lat przyciągają moją uwagę subtelną elegancją i bogactwem emocji, które wypełniają każdą stronę jej powieści. W 𝑆ł𝑜𝑛𝑒𝑐𝑧𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑡𝑎𝑟𝑎𝑠𝑎𝑐ℎ po raz kolejny udowodniła, że jest mistrzynią w budowaniu atmosfery pełnej ciepła, nostalgii i refleksji. To powieść, która otuliła mnie jak letni wiatr, wprowadzając w świat pełen niezwykłych postaci i przemyślanej fabuły. Danuta Chlupowa nie tylko prowadziła mnie przez barwne tło codzienności, ale także poruszyła ważne kwestie społeczne i emocjonalne, pozostawiając po lekturze niezatarty ślad. Właśnie dlatego jej książki zawsze budzą we mnie tyle uznania – autorka potrafi bowiem prostymi, ale jakże trafnymi słowami uchwycić istotę życia i nadać mu nowy wymiar.
𝑆ł𝑜𝑛𝑒𝑐𝑧𝑛𝑒 𝑡𝑎𝑟𝑎𝑠𝑦 to jedna z tych książek, które czyta się z ogromnym zaangażowaniem – bo od początku czuć, że to opowieść pisana sercem. Danuta Chlupowa nie tylko pięknie snuje historię, ale też z ogromnym wyczuciem oddaje klimat tamtych czasów i losy ludzi, którzy musieli walczyć o siebie i o to, by znaleźć swoje miejsce w świecie. Bohaterowie książki są tak prawdziwi, że momentami miałam wrażenie, jakby żyli tuż obok mnie. Ich wybory, rozterki i emocje sprawiają, że trudno nie pomyśleć o własnym życiu i o tym, co tak naprawdę się w nim liczy.
O tym, że uzdolniona artystycznie Joasia w przyszłości zostanie pielęgniarką, zadecydowało wiele czynników. Nagła śmierć ojca, który pozostawił żonę i córkę z długami, a potem przeprowadzka do domu wujostwa. Domu, w którym początkowo doświadczyła niezwykłej życzliwości i była naprawdę szczęśliwa – aż do chwili, gdy wuj przestał widzieć w niej dziecko, a zaczął dostrzegać dorastającą dziewczynę, budzącą w nim niezdrowe zainteresowanie. Wybór szkoły pielęgniarskiej stał się też bardziej naturalny, gdy okazało się, że właśnie tam zamierzała iść jej przyjaciółka.
Joasia zawdzięczała wujowi możliwość studiowania na ASP. Jednak gdy dowiedziała się, że adeptki Szkoły Pielęgniarek muszą obowiązkowo mieszkać w internacie, podjęła impulsywną decyzję – postanowiła zapisać się do tej szkoły, by jak najszybciej wyprowadzić się z domu i uciec od lepkich rąk wuja.
Internat przypominał koszary – mnóstwo zakazów, nakazów, sztywna dyscyplina. Dla Joasi, przyzwyczajonej do większej swobody, była to trudna zmiana. Choć uciekła od wujowych umizgów, brak prywatności i możliwość personalizacji przestrzeni bardzo jej doskwierały. Z czasem jednak nauczyła się żyć w nowej rzeczywistości. Co więcej – pielęgniarstwo zaczęło ją naprawdę fascynować. Bała się kontaktu z prawdziwymi pacjentami, lecz poradziła sobie nadspodziewanie dobrze, choć długo nie mogła zapomnieć szpitalnego zapachu.
Niepokój budziły w niej za to ćwiczenia z maską przeciwgazową i to, co one sobą reprezentowały. Kojarzyły jej się z zagrożeniem wojny, co wydawało się dla niej nie do pomyślenia. Niedawno przecież skończyła się Wielka Wojna, a inwalidzi wojenni nadal chodzili po ulicach, a dawni żołnierze zmagali się z traumą koszmaru wojennego. Rozmawiano o możliwości wybuchu kolejnej, ale nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby to stać się rzeczywistością.
Nauka w szkole pielęgniarskiej nauczyła Joanna pewności siebie i odpowiedniej reakcji na zbyt nachalne zachowania pacjentów. Z podobną determinacją poradziła sobie z narzucającym się jej wujem, ale mimo że teraz dawał jej spokój, nie zamierzała rezygnować z kontynuacji nauki w szkole pielęgniarskiej, bo ani przez chwilę nie żałowała swojego wyboru. Minęły prawie trzy lata od chwili, gdy Joanna wraz z klasą zwiedzała szkołę pielęgniarską, a teraz była już po egzaminach, które zdała bardzo dobrze. Mając dyplom w ręku, postanowiła wrócić do domu wujostwa i zatrudnić się w krakowskim szpitalu. Jednak kiedy była świadkiem, jak wuj dobierał się do młodziutkiej służącej, postanowiła raz na zawsze opuścić ten dom. Skorzystała z propozycji pracy w Istebnej, gdzie miała pracować jako pielęgniarka w sanatorium gruźliczym dla dzieci.
Wyjazd do sanatorium okazał się przełomowy. Joasia trafiła do świata pełnego cierpienia, dzieci pozbawionych dzieciństwa i ludzi oddanych swojej pracy. Poznała tu Stanisława, nauczyciela z bolesną przeszłością, której nie chciał ujawniać. Choć Joasia chciała się zaprzyjaźnić, czuła, że mężczyzna coś ukrywa, i nie potrafiła mu zaufać. Wciąż tkwiły w niej wspomnienia związane z wujem, który najpierw był dla niej kimś wyjątkowym, a ona bardzo go kochała, by potem poczuć do niego odrazę, a z czasem jedno uczucie zaczęło przeplatać się z drugim. Nieproszone wspomnienia wciąż ją prześladowały. Wkrótce miała się przekonać, że Stanisław przyjechał do sanatorium z jeszcze większym bagażem złych doświadczeń niż ona.
Nad Polskę powoli nadciągają czarne chmury hitlerowskiego terroru, który wkrótce odmieni życie milionów ludzi i brutalnie przerwie spokój nawet w najbardziej ustronnych zakątkach kraju. Póki co jest maj, pogoda przepiękna, wiosna w pełni. Łatwo ulec iluzji, że nic nie jest w stanie zakłócić ciszy tego górskiego zakątka – ani za tydzień, ani za miesiąc, ani za rok. Nikt nie chciał rozwijać pesymistycznych wizji. Wraz z końcem lata sanatorium jednak pustoszeje – pacjentów odsyła się do domów, a nowych już nie przyjmowano. Błękitne niebo, jasne słońce, lekki powiew wiatru przesyconego letnimi zapachami oraz malownicze górskie krajobrazy stwarzają fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Joanna wierzy, że wojna nie może wtargnąć w to miejsce – nawet jeśli wybuchnie. Przecież nie teraz, kiedy właśnie rozpoczęła nowy etap w życiu.
𝑆ł𝑜𝑛𝑒𝑐𝑧𝑛𝑒 𝑡𝑎𝑟𝑎𝑠𝑦 to jedna z tych książek, które od razu trafiają do serca i zostają w nim na długo. Od pierwszych stron czułam, że trzymam w rękach coś wyjątkowego. Danuta Chlupowa nie tylko pięknie snuje opowieść, ale także z ogromną wrażliwością i szacunkiem oddaje klimat przedwojennego Krakowa, atmosferę szpitalnych sal i realia pracy pielęgniarek w czasach, gdy ten zawód dopiero zaczynał być postrzegany jako powołanie.
To niesamowita historia, oparta na losach ludzi, którzy istnieli naprawdę. Autorka zwróciła uwagę na powód częstego zachorowania na gruźlicę, zwłaszcza wśród osób biednych. Brak dostatecznego dostępu do promieni słonecznych w mieszkaniach był wymieniany jako jeden z czynników sprzyjających rozwojowi gruźlicy wśród ubogich, żyjących w ciemnych, nieraz piwnicznych mieszkaniach, słabo wietrzonych.
Autorka w niezwykle interesujący sposób przedstawiła historię powstania sanatorium w Istebnej, ukazując motywy jego budowy oraz metody leczenia – dziś budzące grozę, a jednocześnie podziw, gdy pomyślę, ile ludzkich istnień udało się wówczas ocalić. Danuta Chlupowa z pasją odsłoniła również kulisy funkcjonowania szkoły pielęgniarskiej oraz barwny świat pełen artystycznych barw i pasji. Autorka nie bała się również poruszyć tematu trudnego, wciąż zbyt często pomijanego – dotyczącego kobiet, obecnego od pokoleń, skrywanego za zamkniętymi drzwiami, szczególnie w domach pozornie idealnych. Tematu wstydu, milczenia i bagatelizowania krzywdy.
To nie tylko książka o kobietach w fartuchach pielęgniarskich. To opowieść o sile, determinacji, odkrywaniu siebie i sensu w pomaganiu innym. Czytałam ją z rosnącym podziwem i wzruszeniem, a wiele scen zapadło mi w pamięć tak głęboko, że długo po lekturze wracały do mnie myślami. Bohaterowie tej powieści są niezwykle prawdziwi — pełni emocji, wewnętrznych rozterek i nadziei, które nie zawsze mają szansę się spełnić. Joasia poruszyła mnie szczególnie. Jej walka o siebie, odwaga, by zerwać z tym, co krzywdzące, i na nowo budować swoje życie — to historia, która zostanie ze mną na długo.
𝑆ł𝑜𝑛𝑒𝑐𝑧𝑛𝑒 𝑡𝑎𝑟𝑎𝑠𝑦 to piękna opowieść o dojrzewaniu i decyzjach, które Joasia musiała podjąć, by ocalić siebie i poszukać szczęścia. Jest bohaterką, którą naprawdę można polubić – odważną, pełną pasji, a jednocześnie gotową na poświęcenia, by znaleźć swoje miejsce w świecie.
Powieść 𝑆ł𝑜𝑛𝑒𝑐𝑧𝑛𝑒 𝑡𝑎𝑟𝑎𝑠𝑦 skłania do myślenia o tym, kim tak naprawdę jesteśmy, co ma dla nas prawdziwe znaczenie i ile jesteśmy w stanie dać z siebie, by pomóc innym, ale także i sobie. Cieszę się, że mogłam poznać Joasię i towarzyszyć jej w tej trudnej, a jednocześnie pięknej drodze. To historia, która zostaje ze mną na długo.