Wiedzieć, to przede wszystkim mieć świadomość, czego się nie wie.
Większość z Was wie, że uwielbiam czytać książki napisane przez Erica-Emmanuela Schmitta. Część z stworzonych przez niego historii poznałam, niektóre są jeszcze przede mną. Jedną z najnowszych powieści autora poznałam, była inna, zawierająca ogromy ładunek emocjonalny. Z jednej strony dla autora, gdyż podzielił się z nami bardzo osobistymi doświadczeniami, z drugiej dla nas bo jesteśmy świadomi tego zaufania jakim nas obdarzył. Mam na myśli oczywiście Dziennik utraconej miłości. To bardzo intymna historia, to świadectwo miłości i bliskości między mamą a synem. I ten tytuł bardzo mnie ujął, potem pomyślałam, że została otwarta jakaś nowa przestrzeń w twórczości autora.
Najnowsza powieść autora Raje utracone, czyli tom pierwszy Podróży przez czas. W jakimś stopniu mam wrażenie potwierdza moje stwierdzenie. Nie wiem, czy to jest jakiś nowy etap w pisarstwie autora, ale jest to, coś innego niż do tej pory czytałam i dane mi było poznać. Książki z jednego cyklu pisarza znam Cykl o niewidzialnym. I już wiem, że są to dwa zupełnie inne cykle. Pomijając już kwestię objętości i pozostawiając ją zupełnie z boku. Są inne jakościowo, oczywiście każdy z nich jest bardzo bogaty. I mający swoją pełnie. Mają zupełnie inny sposób mówienia o życiu, inaczej je relacjonują. (Nie jest może to odpowiednie sformułowanie). Bohater jest widziany oczami czytelnika z zupełnie innej perspektywy. On jest narratorem, ale również uczestnikiem wydarzeń.
Historie Schmitta, które miałam szansę przeczytać do dziś, są opowieściami odnoszącymi się do teraźniejszości, do osobistych doświadczeń autora lub sięgają trochę głębiej w jakąś kulturę, relację między ludźmi i obserwację, czasem w religie jak w przypadku Cyklu o niewidzialnym. Jeśli zaś chodzi o Raje utracone autor otworzył moim zdaniem nową przestrzeń – czas – przeszłość. Wrócił do korzeni ludzkości. Do kolebki cywilizacji, a może lepiej powiedzieć. Samego człowieka. W nocie od francuskiego wydawcy (na początku książki) możemy przeczytać:
Ten tytaniczny projekt ekscytuje Érica–Emmanuela Schmitta od trzydziestu lat, będąc pragnieniem, które w końcu wytyczyło pewną życiową ścieżkę. W cieniu swoich innych tekstów (powieści, nowel, sztuk teatralnych, esejów) autor pracował nad nim bez wytchnienia, gromadząc wiedzę historyczną, naukową, religijną, medyczną, socjologiczną, filozoficzną, techniczną, a jednocześnie pozwalając wyobraźni tworzyć silnych, wzruszających, niezapomnianych bohaterów, do których czytelnik się przywiązuje i z którymi się identyfikuje.
Tę ogromną pracę autora dosłownie w książce czuć, w każdym szczególe. Ona jest przebogata!
Opis wydawcy (Wydawnictwo Znak):
Noam ma niezwykłą moc – jest nieśmiertelny. To jego dar i przekleństwo. Pamięta czasy, gdy rodził się nasz świat. Gdy wszystko było pierwsze: delikatny dotyk kory na policzku, zapierająca dech pogoń za zwierzyną, tajemniczy szum Jeziora, miłość, zdrada… A teraz?
Wszystko zaczyna się, gdy na jego drodze pojawia się piękna Nura. Ojciec, którego podziwiał, okazuje się skrywać mroczną stronę. Nic nie jest takie, jakie się wydawało, a Noam staje przed trudnym wyborem.
Tymczasem do wioski docierają niepokojące wieści: Jezioro, którego życiodajne wody zasilają okolicę, zaczyna wzbierać, zwiastując katastrofę…
*
Najnowsza powieść Érica-Emmanuela Schmitta przenosi nas do początków cywilizacji. Tak odległych, że spowija je gęsta mgła mitów i legend. A jednak zmagania Noama i Nury – którzy muszą stawić czoła końcowi świata, jaki znają – dzisiaj, u progu katastrofy klimatycznej, wyglądają niepokojąco aktualnie. Przyszłość odbija się tu w przeszłości niczym w tafli Jeziora.
Raje utracone to pierwszy tom serii, w której Schmitt, na wzór wielkich encyklopedystów, odmalowuje monumentalną panoramę losów świata. Pokazuje, że historie, które sobie opowiadamy, najwięcej mówią o nas samych. A nasze „raje utracone” to tak naprawdę dawne złudzenia – i lepiej je porzucić, by wziąć odpowiedzialność za to, co przyniesie jutro.
----
Zastanawiałam się, jak ją dobrze opisać. Jednak osoba tworząca opis z wydawnictwa zrobiła to tak dobrze, że ja już nic nie będę dodawać od siebie.
Niektóre opowiadania Schmitta, czy mniejsze powieści można przeczytać na raz. Jeśli chodzi o Raje utracone to moim zdaniem jest to trochę niemożliwe, zważywszy na rozmiar, a dwa na historię, którą w sobie skrywa. To podróż jak już mówiłam w przeszłość, w początki ludzkich relacji, hierarchii, wiedzy o świecie. Do czasów gdy natura była sprzymierzeńcem, ale i kapryśnym towarzyszem. Gdzie ludy gromadziły się razem, polowały, przeżywały głód. Gdzie świat nie był zabudowany cegłami, obity murami i zdystansowany. Schmitt wraca do początków, do pierwotnej natury życia. Wraca też mam wrażenie do naszych pierwotnych instynktów, do człowieka prawdziwie wolnego, choć uzależnianego od tego, co matka natura daje. Również do takiego, który mierzy czas od rana do nocy, od wędrówki do wędrówki, ale nie pędzi jak my, jak Europejczycy. Bohaterowie pędzili, ale dlatego by chronić się od głodu. Tą lekturą trzeba się delektować, by dotrzeć do jej głębi. Niekiedy przeżuwać fragmenty, jak roślinożercy przeżuwają trawę. Może nieco kolokwialne porównanie, ale myślę, że oddające "szybkość" procesu, czy też sposobu zrozumienia środka książki. Żeby się moim zdaniem nie zamknąć tylko w przestrzeni "kolejna świetna książka autora".
Gdy oddałam się lekturze, to w trakcie, zrodziło mi się skojarzenie z lekcjami historii w szkole, a potem pomyślałam o tym, jakbym czytała Biblijną księgę Rodzaju. Tylko nie jako tekst natchniony, jak wierzący patrzą na Biblię, a opis życia po Raju, z perspektywy ludzi. Tak jakby ktoś powiedział no: Adamie i Ewo, opiszcie swoje życie. A może jak kronika człowieka. Trochę tak jak pisał Pasek w swoich pamiętnikach. Powieść Schmitta, można by powiedzieć cegiełka jakich mało, w jego twórczości odkrywa nowe lądy, jak podróżnicy odkrywali świat. Otwiera karty historii, które my w XXI wieku mam wrażenie pozamykaliśmy, a może zabetonowaliśmy jak większość ziemi.
We mnie książki Schmitta potrafią pracować długo, a potem otwierają na coś moje oczy. Ta powieść sięga niezwykle głęboko, bardzo. I wydaje mi się, że pomiędzy wierszami autor zapisał naprawdę dużo. Czy jest to ciche wezwanie do zastanowienia się nad ludzkimi losami? I zaproszenie do przystanięcia nad sobą? Nad zagrożeniami, które sami sobie stworzyliśmy, a dziś odczuwamy konsekwencje? Nie wiem, bo jako czytelnik interpretuję, a jakie było założenie autora? Gdzieś je myślę uchwyciłam, tylko czy w pełni? To pozostanie niewiadomą.
Choroba uczy. Człowiek wychodzi z niej dojrzalszy. Tamtego ranka nie wracałem zwyczajnie do życia, uczyłem się go od nowa, ponownie je odkrywałem, odnajdywałem jego nieoczekiwane bogactwa.
Zapraszam Was do odkrywania Noama, jego podróży przez czasy całego świata. To bardzo przyjemny bohater, z którym bardzo mocno doświadcza się lektury. Jestem pod wrażeniem. Ciekawe ile w tym bohaterze jest samego autora... bo w jakiś sposób ta książka wydaje mi się też dość osobista. Stąd porównanie na początku do Dziennika utraconej miłości.
Na koniec jeszcze chciałabym pogratulować tłumaczowi: Panu Łukaszowi Müller(owi), który przełożył tę powieść pięknie. Zresztą tekst ma też imponującą długość 491 stron!