Akcja „Wszystkich umarłych” to z jednej strony kontynuacja wątków z poprzednich tomów serii, z drugiej - zupełnie nowe śledztwo. Przyznaję, że trzeci tom serii z Davidem Redfernem w roli głównej trochę mnie zaskoczył.
Mając w pamięci zakończenie „Punktów zapalnych” sądziłam, że kolejny tom będzie koncentrował się na zmaganiach bohatera z przeszłością oraz kontynuował wątek handlu dziećmi. Tymczasem Anna Rozenberg, za pośrednictwem Gregory'ego McMahona, przydzieliła Redfernowi kolejną sprawę. Komisarzowi nie pozostało nic innego jak stanąć na czele dobrze nam już znanego zespołu śledczych, a z przeszłością mierzyć się samotnie po godzinach.
Dominującą warstwę powieści stanowi śledztwo w sprawie morderstwa hodowcy koni w małym, spokojnym Pirbright, sąsiadującym z Woking. Anna Rozenberg ujawnia ciemną stronę angielskiej prowincji. Okazuje się, że pozornie sielskie miasteczko skrywa wiele tajemnic. Policjanci z Woking są przekonani, że za kłamstwami, półprawdami, niedomówieniami i plotkami, którymi karmią ich mieszkańcy Pirbright kryje się „prawda, która doprowadziła do zbrodni”. Redfern, Tinney i Winter, działając zespołowo, dążą do jej odkrycia. Śledztwo wykaże, że tak, jak w „Maskach pośmiertnych” klucz do motywu współczesnej zbrodni kryje się w przeszłości. Doświadczenie, zaangażowanie i umiejętność dedukcji komisarza Redferna tym razem okażą się decydujące dla wyjaśnienia sprawy. „Wszyscy umarli” to ukłon Anny Rozenberg w stronę klasycznego kryminału, a konkretnie twórczości Agathy Christie. David Redfern przywodzi tutaj na myśl legendarnego Herkulesa Poirot.
Podobnie, jak w poprzednich tomach serii, tak samo tutaj Autorka poruszyła kilka niezwykle istotnych problemów społecznych. Rasizm, samotne zmaganie się ojca z chorobą dziecka, walka o pieniądze na kosztowne leczenie, to tylko niektóre z nich.
Niejako w cieniu toczącego się śledztwa, które niezwykle angażuje Redferna pozostają jego samotne dążenia do odkrycia prawdy o śmierci Adriana Bonesa, odnalezienia Marty Sokolińskiej, poznania tożsamości Palacza i ostatecznego wyjaśnienia sprawy handlu dziećmi. Już w „Punktach zapalnych” zaczęła pobrzmiewać samotność głównego bohatera, w tej części jest ona bardzo wyraźna, wręcz dojmująca. Przyznaję, że ta warstwa powieści interesowała mnie najbardziej. Gdyby podział tekstu na to pozwalał, z całą pewnością najpierw pochłonęłabym fragmenty dotyczące zmagań Redferna z przeszłością, a dopiero później, zaspokoiwszy ciekawość, wróciłabym do aktualnego śledztwa.
„Wszyscy umarli” to w moim odczuciu najbardziej melancholijna z dotychczasowych powieści Anny Rozenberg. Chyba nikt już nie ma wątpliwości, że Redfern jest postacią w pełni ukształtowaną, że poszczególne tomy serii zostały szczegółowo zaplanowane i są konsekwentnie realizowane. Pewne subtelne nawiązania do klasycznego kryminału dające się zauważyć zarówno w „Maskach...” jak i „Punktach”, tutaj są niezwykle czytelne. Po raz kolejny Autorka słowem namalowała angielską prowincję, świetnie oddając jej niepowtarzalny klimat i pokazując, że charakteryzuje ją nie tylko sielskość. Stworzyła niezwykle skomplikowaną intrygę, opisała drobiazgowe, wymagające od głównodowodzącego ponadprzeciętnych zdolności i umiejętności śledztwo, a na koniec zaserwowała nam jego iście „królewski” finał. Zakończenie „Wszyscy umarli” pozostawiło mnie z refleksją, że to jednak cudownie, że ktoś kiedyś wymyślił epilogi.
Czytajcie! Najlepiej od początku, aby móc w pełni zrozumieć przeżycia, doświadczenia i motywacje głównego bohatera, które stanowią niezwykle istotny obszar każdej z trzech, dotychczas opublikowanych części serii.