„OSTATNIA BITWA 1” Olgierd Adamczak
"Zajrzyj w serce wszechświata,
a odkryjesz wszechświat serca..."
Ostatnia bitwa? Nie... po latach wreszcie pierwsza, choć niewyczekiwana. Przeze mnie tak, to moja pierwsza walka i z pewności nie ostatnia. A skąd wiem, że nie ostatnia? Hm, wyjaśnię później lecz już teraz jadąc na więc wraz z innymi braćmi u boku, rozbijam się na ogromnej polanie. Jest tu z kilka tysięcy przybyszów, wszędzie unosi się gwar i rumor, stoją namioty i wydaje się, że nie ma nigdzie miejsca. Ale to pozory. Wchodzę między przybyłych i widzę dużo wolnej przestrzeni. Dla innych, którzy w drodze jeszcze. Lecz ci, tu zadziwiali. Ich ogrom i potęga była niemożliwa do zliczenia, a ciągle przybywali następni. W tym ja. A po co ten cały zbór stworów z wszystkich stron świata? Wszyscy przyjechali, by radzić nad dalszymi losami Puszczy.
Dlaczego – zapytasz?
W granice Puszczy wszedł człowiek, istota na dwóch nogach, która jest wrogiem. Wszedł na teren Puszczy pięć lat temu i zabił kilka elfów, co szybko zarejestrowano. Dlatego mieszkańcy Puszczy spotykają się, by obradować i podjąć wspólnie jakieś kroki – walczyć, czy wycofać się? Ginąć w obronie swoich ziem, czy znaleźć bezkrwawe rozwiązanie? A może zawrzeć sojusz? Może zawiesić czas między nami, a człowiekiem i dalej czujnie się wzajemnie kontrolować? Dalej czuwać na losem?
Lecz ludzie... Ludzie chcą stanąć do bitwy. A wojna jest złem. Wbrew temu, co mówią politycy, żołnierze, oficerowie, czy doradcy władców. Wojna jest złem, lecz co przemawia na jej korzyść? Młody Rollen chce przeżyć przygodę i zaspokoić ciekawość. Syn władcy wie, że walka jest złem. Trzeba sięgnąć po oręż, przywdziać kolczugę, do pasa przytroczyć miecz, sprawdzić oszczepy i napięcie łuku.
Dochodzi do starcia.
Krew się leje, śmierć zbiera swe żniwo. Padają młodzi, starzy... wszyscy, kogo dosięgną ostrza.
Ja, co nie należę do fanów literatury z gatunku fantasy, w powieści „Ostatnia bitwa” zaczytałam się bez opamiętania. Weszłam w Wielką Puszczę, by u boku kompanów ćwiczyć fechtunek w boju. Ramię w ramię staję z odwagą do bitwy. Wrogowie przypuszczają atak...
Autor niebanalnie wręcz bawi się czytelnikiem. Robi to jednak ze smakiem i elegancją. Fabuła, jak przypuszczam, przed pisaniem, została skrupulatnie przemyślana, rozrysowana i zaplanowana z taką skrupulatnością, że nic w powieści nie jest po nic. Każdy bohater jest istotny, każda scena potrzebna. Każda rozmowa niezbędna. „Ostatnia bitwa” to majstersztyk. Będę jej bronić. I w przeciwieństwie do innego recenzenta, nie zgadzam się z tym, że „małoletniość” autora i jego „młodzieńcze” zapędy pisarskie wymogą doświadczenia, by przynieść jakiekolwiek pozytywne skutki. Absolutnie. „Stare wygi” rynku literackiego są w większej mierze nisko jakością, a dobrze się sprzedają. To się nijak nie przekłada, a wolność wyboru jest po to, by sięgać po książki, jakie się chce. Do tej nie zmuszam.
Lecz wracając do „Ostatniej bitwy”, Olgierd Adamczak pisze genialnie. To spójna, bardzo dobra powieść, której nie odłożysz w trakcie czytania. Pochłaniasz ją, żyjesz nią, oddychasz... Świetny styl pisania działa, jak magnes. Jeśli to jest pierwszy tom, to jaki będzie następny? „Ostatnią bitwą” autor sam sobie wysoko postawił poprzeczkę. Ten barwny świat magnetyzuje. Wchodzisz w niego, bo chcesz, przynajmniej na początku. Czujesz się swojsko i dobrze. Potem już wchodzisz dalej, bo wpadasz w niego i tkwisz w nim do samego końca. Takie powinno być pisanie. Powinno pomagać autorowi i czytelnikowi jednocześnie – przeniesienie wyobraźni i siebie całego w inną rzeczywistość. Takie książki pasjonują. Takie książki wchodzą w nas, a obrazy jakie kreują na długo pozostają.
Nie inaczej jest z „Ostatnią bitwą”. Po zakończeniu czytania jeszcze długo nią żyjesz... i nie wiesz dlaczego.