W ciągu ostatnich tygodni przeczytałam całkiem pokaźną ilość kryminałów. W końcu jednak przyznałam przed samą sobą, że to już trochę za dużo jak dla mnie. Postanowiłam więc skręcić w stronę bardziej romantyczną, a mój wybór padł na powieść Ivy Fairbanks, o której naczytałam się już wielu pozytywnych opinii. Czy ta pozycja faktycznie była tak dobra?
Lark przyjeżdża do Irlandii prosto z Teksasu, by zacząć wszystko od nowa. Jej przeszłość wciąż wywołuje w niej ból, więc kobieta ma nadzieję, że tutaj odnajdzie siebie i szczęście na nowo. Los jednak sprawia, że jej nowe lokum sąsiaduje z domem pewnego przystojnego przedsiębiorcy pogrzebowego, Calluma. Mężczyzna jest dość wycofany i zdecydowanie nie umie w kontakty z kobietami. Szybko okazuje się, że ich relacja nabiera rumieńców, ale oboje woleliby poddać się torturom, niż dać się porwać amorom. Jednak czy tak łatwo jest pogrzebać swoje własne uczucia?
Już pierwsze strony powieści sprawiły, że z automatu pokochałam zarówno Lark, jak i Calluma. Od początku wyczułam w nich coś więcej, a chemia, jaka pomiędzy nimi zaczęła się tworzyć, tylko potęgowała moje odczucia. Nawet nie wiem, kiedy pochłonęłam tę historię i jedno jest pewne – zdecydowanie potrzebowałam tej książki w swoim życiu.
Główną bohaterką jest Lark, która ma za sobą traumatyczne przeżycia i zdecydowanie woli skupić się teraz na swojej karierze, a bardziej romantyczne uczucia spycha najdalej jak się da. Muszę przyznać, że ta bohaterka ma w sobie coś takiego, co bardzo mnie przyciągnęło i przytrzymało aż do samego końca. Uważam, że Lark to ciekawie skonstruowana postać, która nie jest wyidealizowana i na każdym kroku pokazuje, jak wiele błędów popełnia i że nadal się uczy życia (przede wszystkim życia na nowo).
Callum to ten typ bohatera, który zdecydowanie szybko zdobywa damskie serca. Dość wycofany, małomówny i przede wszystkim uroczy – w swojej nieświadomości na temat relacji damsko-męskich i nie tylko. Przyznaję, że sama przez chwilę uległam jego urokowi, ale z drugiej strony poczułam się zaciekawiona tym, co jeszcze w sobie skrywa. Callum to równie dobrze przedstawiony bohater, którego nie da się nie polubić — no przykro mi bardzo.
W pierwszej chwili może się wydawać, że Twoja aż po grób to kolejny schematyczny romans, który opiera się na motywie friends to lovers i nic innego sobą nie przedstawia. Jednak z zaskoczeniem odkryłam, że jest to powieść, która przedstawia historię kobiety, która przeżyła traumatyczne sytuacje, a mimo tego zdecydowała się zacząć wszystko na nowo. Jest to też świetnie napisany slow burnowy romans, który wciąga i nie daje o sobie zapomnieć. Jestem całkowicie zakochana w relacji głównych bohaterów i tym, w jaki sposób traktowali się nawzajem — z szacunkiem, z przyjaźnią, nie zapominając przy tym o dobrym humorze.
W moim egzemplarzu jest dużo zaznaczonych fragmentów, do których zdecydowanie będę wracać w przyszłości i jestem pewna, że będę sięgać po ten tytuł jeszcze w przyszłości. Cieszę się, że miałam szansę ją poznać i zdecydowanie polecam tę pozycję tym, którzy poszukują dobrego romansu, w którym chemia między głównymi bohaterami wylewa się z każdej kolejnej strony.