Podwarszawska osada – na pierwszy rzut oka sielanka. Zieleń, rzeka, puszcza, spokój. Miejsce, gdzie można zacząć od nowa, znaleźć ukojenie, odpocząć od zgiełku świata. Ale czy na pewno?
Komisarz Dębicki trafia tu nie z własnej woli. Nie szukał nowego początku, nie marzył o ciszy. Jego świat runął, a on sam nie widzi przed sobą żadnej drogi. Wyrządzonego zła nie da się cofnąć, a ból nie chce minąć. Może więc nie warto już walczyć? Może wystarczy przestać i pozwolić, by wszystko się skończyło?
Tyle że życie nie zawsze pozwala na prostą ucieczkę. Jeden krok prowadzi do kolejnego, a potem następnego… Dębicki, choć pewien swojej decyzji, nie spodziewa się, jak bardzo ta osada – niby zwyczajna, nijaka – go zaskoczy. Bo pod pozorem idylli kryją się tajemnice, emocje i ludzie, którzy nie pozwolą mu tak po prostu odejść.
„Cztery mile za Warszawą” to powieść, która subtelnie, a jednocześnie niepokojąco wciąga w swoją rzeczywistość. To nie tylko historia komisarza Dębickiego, ale także wszystkich tych, którzy w tej niewielkiej społeczności próbują jakoś poskładać własne życie. Czy można uciec przed przeszłością? Czy można na nowo odnaleźć sens? A może to tylko iluzja, która w końcu i tak się rozwieje?
Czytałam z narastającą ciekawością i niepokojem. Bo choć w tej książce nie ma krzykliwych zwrotów akcji, to pod powierzchnią tli się coś, co nie pozwala odłożyć jej na bok. To opowieść o ludziach – zwyczajnych, ale pełnych skomplikowanych emocji. I o miejscu, które miało być spokojną przystanią, a okazało się czymś znacznie więcej.
To jedna z tych książek, które początkowo wydają się niespieszne, niemal leniwe w swojej narracji. Opowieść płynie jak ta miła rzeczka, spokojnie, naturalnie, ale pod powierzchnią czai się coś więcej. Niby to tylko codzienność, zwykłe ludzkie sprawy – a jednak czułam, że ta historia ma drugie dno. I rzeczywiście, im dalej w nią wchodziłam, tym bardziej uświadamiałam sobie, że ta sielanka jest tylko pozorna.
Wielką zaletą powieści jest jej nastrój – trochę melancholijny, trochę tajemniczy, wciągający. Autorzy doskonale budują klimat miejsca, gdzie każdy się zna, gdzie spokój jest iluzją, a przeszłość nigdy do końca nie daje o sobie zapomnieć. Bohaterowie, choć z pozoru zwyczajni, mają w sobie coś, co sprawia, że nie można ich zignorować. Komisarz Dębicki to postać, z którą nietrudno się utożsamić – poraniony, zagubiony, próbujący znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia w rzeczywistości, która przestała mieć sens. Ale to nie tylko jego historia. Każda postać w tej książce wnosi coś ważnego, każda dodaje kolejny odcień do tej z pozoru prostej opowieści.
To nie jest klasyczny kryminał ani typowa powieść obyczajowa. To raczej historia o ludzkich wyborach, o radzeniu sobie z bólem, o tym, że życie, nawet jeśli wydaje się skończone, czasem daje drugą szansę – choć nie zawsze taką, jakiej byśmy się spodziewali.
Po skończeniu lektury wciąż miałam w głowie to jedno pytanie: czy rzeczywiście można zacząć od nowa, czy przeszłość zawsze nas dogania? Odpowiedź wciąż we mnie dojrzewa.