Są takie powieści, które mimo tego, że przedstawiają dość zwyczajną historię, to zapadają w pamięci. Czas nie jest ich wrogiem, ponieważ po upływie dni nadal czuje się te same emocje, które towarzyszyły czytelnikowi podczas lektury. Dokładnie tak mam, kiedy myślę o książce Tippi i ja. Jest to historia, która osadziła się w mojej pamięci i chyba długo z niej nie wyjdzie.
Tippi i Grace to siostry bliźniaczki. Gdziekolwiek się pojawią, zawsze wzbudzają ogromne emocje u ludzi. Dlaczego, skoro są zwyczajnymi dziewczynami? Ponieważ są bliźniaczkami syjamskimi – od pasa w dół są połączone ze sobą, więc mają wspólne nogi, ale od pasa w górę przedstawiają dwie osobne i różne osoby. Niestety, przez to uważane są za potwory, bestie, a nawet pomioty szatana. Grace uważa jednak, że mogą wydarzyć się o wiele gorsze rzeczy, niż nieprzychylne spojrzenia i słowa. No, a potem taka gorsza rzecz się dzieje...
Jedną z głównych bohaterek jest tytułowa Tippi, z którą miałam trochę spięć. Choć jest to dziewczyna, która na zewnątrz jest ogromnie silna, to w środku widać, że kryje się mała i wrażliwa na krzywdę dziewczynka. Ogromnie było mi jej szkoda, kiedy próbowała swój ból maskować machnięciem ręki, uśmiechem oraz dość złośliwym słowem. Właśnie dlatego też było mi z nią nie po drodze – jej duża potrzeba chowania uczuć w sobie mnie chwilami trochę irytowała, ale z drugiej strony czułam również w stosunku do tej bohaterki podziw. Tippi pomimo swojej początkowej nieśmiałości, potrafi też wyrazić swoje zdanie na dany temat, choć nie przychodzi jej to z łatwością.
Drugą główną bohaterką jest Grace. Jest to dziewczyna, która mimo wszelkich niemiłych doświadczeń związanych z innymi ludźmi, stara się żyć pełną piersią i jakoś spełniać swoje małe marzenia. Widać w niej mnóstwo wrażliwości, dobre serce oraz chęć ochrony siostry, oraz właściwie całej rodziny przed złem. Bardzo polubiłam się z tą bohaterką i nie obraziłabym się, gdybym mogła mieć taką osobę obok siebie.
Fabuła powieści głównie opiera się na tym, jak żyją bohaterki oraz ich rodzina, jak radzą sobie w nowej rzeczywistości, jaką jest szkoła. Jednak akcja, która jest jednocześnie dość powolna i całkiem dynamiczna (brzmi to dziwnie, wiem, ale nie potrafię inaczej ubrać tego w słowa) sprawia, że książka ta z tej dość zwykłej zmienia się w okrutnie wciągającą, pożerającą całe zainteresowanie czytelnika oraz ogromnie przejmującą.
Warto wspomnieć, że powieść ta nie jest napisana, jak zwyczajna książka. Na jej stronach nie znajdziemy druku ciągnącego się od jednego marginesu do drugiego. Każdy rozdział zajmuje średnio jedną stroną, a ma formę wiersza. Można więc rzec, iż powieść Sary Crossan jest iście poetycka. No i jest to stuprocentowa prawda. Przez to jednak tę pozycję da się przeczytać w dwie godziny – uwierzcie mi.
Tippi i ja to opowieść niosąca za sobą ogromny ładunek emocjonalny. Bawi, uczy akceptacji, łamie serce na tysiące kawałeczków i próbuje zlepić je plastrem lub taśmą klejącą. Po jej skończeniu nie potrafiłam zapanować nad swoimi emocjami, bo po prostu się nie dało tak szybko otrząsnąć po tej historii. Jeżeli jeszcze nie znacie tej pozycji, to najwyższa pora by to zmienić.