W Trzeszczynie nieopodal Szczecina znaleziono zbiorową mogiłę, a w niej zafoliowane ciała sześciu mężczyzn. Sprawę dostaje nie kto inny, ale nasza nieustraszona prokuratorka Gabrysia Sawicka. Z pomocą Michalskiego i Kruk próbuje znaleźć motyw i winnego zbrodni. Obok tego cały czas toczy się wątek prywatnej krucjaty prokuratora Englerta przeciwko Gabi. Mężczyzna, poświęcając własne dobre imię i nieposzlakowaną dotąd karierę, próbuje dowieść swoich racji. Ale sprawiedliwość ma to do siebie, że nie dla wszystkich jest jednakowo sprawiedliwa, a jeszcze, gdy jej przeciwnikiem jest diabeł wcielony w postaci Gabrieli Sawickiej, to to po prostu nie może się udać…
„W prawdę czasem ciężko uwierzyć”
Bardzo ładne zdanie z powieści… Ja zaś mam ogromny problem w uwierzenie w to, co autorka przedstawiła w tym tomie.
Cały czas miałam nadzieję, że jednak finalnie sprawiedliwość zatriumfuje, winni zostaną osądzeni i jakiś morał popłynie z tych sześciu tomów. Nic takiego się nie stało. Cykl o buńczucznej prokuratorce jest jednak jakimś rodzajem pastiszu na wymiar sprawiedliwości i organy ścigania. Już kilkakrotnie zwróciłam uwagę na to, że prokurator Sawicka, mimo że wykonuje zawód zaufania publicznego, a co za tym idzie, powinna świecić przykładem i nienaganną postawą, stawia siebie ponad prawem i procedurami, jawnie i otwarcie kpi z prawa, na podstawie którego sama chętnie feruje wyroki, oczywiście w jej mniemaniu słuszne i zawsze z korzyścią dla ofiar. Wybaczcie, ale nie uwierzę w bajkę, że prokurator okręgowa, z premedytacją dokonująca zbrodni, o której w dodatku wszyscy wiedzą, wywija się Temidzie. Nawet w bajkach ostatecznie dobro zwycięża. Autorka zamiast zgodnego z prawem, moralnością i etyką rozwiązania sprawy Sawickiej, podała nam wiele sposobów na to, jak to prawo oszukać, ominąć procedury, jak odwrócić od siebie podejrzenia, przekłamać i zakłamać, łącznie z tym, jak z kolegów po fachu, nawet wyższych rangą, zrobić wariatów. Zakpić ze wszystkich i spaść na cztery łapy.
Nie rozumiem też tej podwójnej moralności, podwójnego systemu oceny działań, które autorka zastosowała w kreacji Gabrieli: kobieta rzekomo usilnie walcząca o sprawiedliwość dla ofiar, ze zniesmaczeniem przysłuchująca się zeznaniom sprawcy trzeszczyńskiej zbrodni, wyrażająca dezaprobatę dla jego czynów, uznająca go za psychopatę, a jednocześnie sama mająca tak wiele poważnych zarzutów za uszami… No cóż… „W pustyni i w puszczy” mi się przypomniało: „Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy, to jest zły uczynek. Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy” – ten cytat dorobił się już swojej nazwy: moralność Kalego…
Ponadto w finałowym tomie cyklu (a jak wynika ze słów autorki, kontynuacji nie będzie) spodziewałabym się raczej zamknięcia wszelkich ważnych dla fabuły wątków, ostatecznego wyjaśnienia większych i mniejszych epizodów, a nie wprowadzania w zakończeniu plot twistu sugerującego, że ostatnie słowo jeszcze w tej historii nie padło. Być może zakończenie miało na celu wybielenie pani prokurator z jej nikczemności, żeby wyszło, że jednak co złego, to nie ona, ale w moim odczuciu wyszło średnio.
Nie przyklaskuję też kreacji Rafała Michalskiego. Jest ona w stylu: od bohatera do zera – komisarz o nieposzlakowanej opinii, twardy, niezłomny, niechodzący na skróty, przywiązany do litery prawa i procedur, nagle z tomu na tom mięknie, gubi swój kręgosłup moralny, staje się pieskiem ciągnionym na prokuratorskiej smyczy. Na ostatku ma przebłysk dawnej moralności, ale to chwila, zbyt ulotna, by mogła zrehabilitować wcześniejsze zachowanie.
A tego zdania, to ja kompletnie nie rozumiem: "W ogóle go nie szukano, a potem nagle policjanci zadzwonili, że znaleźli jego zwłoki" - nie szukano, a mimo to znaleziono? Tak, ja rozumiem zamysł i wiem, o co chodziło z tym ciałem, ale konstrukcja zdania wydaje mi się sprzeczna…
Przeczytałam wszystkie powieści Diany Brzezińskiej i, jak dotąd, za najlepszą uważam serię z Wilkami. Tam autorka zachowała największy realizm fabuły, a całość była wiarygodna i prawdopodobna do zajścia. W cyklu z Sawicką, pomimo świetnego startu, poruszamy się jednak trochę w sferze fantasy, poszczególne tomy są nierówne pod względem fabularnym, mimo że zaprezentowane wątki kryminalne na ogół mi się podobały. Wiem, że licentia poetica stwarza pisarzom ogromne możliwości, nie neguję też autorskich pomysłów na fabułę, nie mam do tego prawa, ale osobiste odczucia wolno mi mieć, a tutaj mam niestety bardzo skrajne: sam zamysł na cykl mi się podobał, ale wykonanie poszczególnych tomów już nie zawsze. Może to wynik tego, co sama autorka zamieściła w posłowiu? Że nie zawsze wszystko jej się składało po myśli, a tom piąty i szósty w ogóle stały pod znakiem zapytania…
Nie wiem, jak ocenić ten tom... on się nie mieści w żadnych ramach. Z jednej strony mi się nie podobał ze względu na brak realizmu i jego wątpliwą rzetelność prawną, czego jednak od aktywnej zawodowo prawniczki bym oczekiwała, a jednocześnie w swojej lidze jest jakimś arcydziełem… Mając jednak na uwadze wcześniejsze, znacznie lepsze tomy i mój ogólny sentyment do twórczości autorki (oraz do Dominika Glicy i Szymona Tomaszewskiego), ocena, którą stawiam ostatecznie, jest dokładnie w połowie skali.