Myślałam, że ten tom będzie zwieńczeniem serii. Spodziewałam się zamknięcia wszystkich wątków lub przynajmniej na logiczne ich wyjaśnienie. Ostatnia część powinna być przemyślana, a jest chaotyczna. Może to efekt braku konspektu, do którego przyznała się autorka w posłowiu.
Wątek kryminalny kręci się wokół zwłok sześciu mężczyzn znalezionych w Trzeszczynie. Był prosty, banalny i nudny. Stworzony jakby na siłę, doklejony, żeby urozmaicić wydarzenia dziejące się wokół sprawy Gabi. Sawicka nadal stara się uniknąć odpowiedzialności za zaplanowanie wraz z patologiem Lisakiem i zrealizowanie planu pozbycia się Lisa. Właściwie nie wiem, po co autorka zaczynała wątki w poprzednich tomach, jeśli nie chciała ich rozwinąć i zakończyć w finałowym tomie. Mogło być naprawdę ciekawie, a rozczarowało.
Chodzi mi między innymi o wątek podejrzanego asystenta patologa, Marcina Lisaka. Przed porwaniem patologa w czwartym tomie, to ten technik widział go po raz ostatni. Asystenta widzieli Gabi i Englert, gdy przyszli na sekcję zwłok Kaniów, ale według ustaleń policji nikt nowy nie został zatrudniony w prosektorium. Domniemany nowy technik sekcyjny stał się podejrzanym, ale temat umarł równie szybko, jak się pojawił. W piątym tomie Łukasz Kiełb nadal pomaga patologowi. Robi sekcję, gdy Lisak znajduje kolejną kartkę, że ma przyjść w wyznaczone miejsce. Gabi dostała taki sam liścik, który został wrzucony razem z cegłą przez okno do domu Michalskiego. Technik znów staje się podejrzaną postacią i po raz kolejny wątek nie został ani rozwinięty, ani wyjaśniony.
Liczyłam też, że prokuratorka z pierwszego tomu, Alina Madura-Zajączkowska, dostanie szansę na zemstę, którą poprzysięgła Sawickiej.
Wydaje mi się, że w tej części znowu jest więcej nazw własnych typu: budynek prokuratury okręgowej w Szczecinie przy ulicy XYZ. To daje taki dziwny kontrast, bo z jednej strony pełne nazwy miejsc wraz z ich opisem, a z drugiej totalna fantastyka prawna. Kuriozum. To byłoby niewiarygodne, nawet gdyby zostało napisane przez laika, ale od autorki oczekuję trochę więcej realizmu z racji wyuczonego zawodu. Ma prawnicze wykształcenie i tworzy bohaterów, którzy też je mają, więc liczę na trzymanie się przez nią realiów, a nie pisanie czegoś, co wywołuje sardoniczny śmiech. I tu wrócę do wątku kryminalnego ciał znalezionych w zbiorowej mogile. Z jednej strony autorka popisywała się znajomością paragrafów, rzucała nimi przy okazji rozwiązywania śledztwa, z drugiej pokazywała bezprawie oraz bezkarność bohaterów, w którą nie da się uwierzyć.
Na tle całej serii bohaterowie są rozchwiani i niespójni. Dobrze, że Gabi nie przeszła kolejnego załamania, ale Michalski stał się niezdecydowany, a właściwie zdecydowanie zmienia zdanie. Raz jest gotowy na wszystko, by po chwili wycofać się z własnych planów. Jego kręgosłup moralny w każdym tomie jest inny, pojawia się i znika. Śledztwo zabójstw sześciu mężczyzn prowadzą komisarze Michalski i Kruk, którzy w tym tomie nie błyszczą inteligencją. W jednym zdaniu mówią świadkowi, że mają jego wcześniejsze zeznania, a w następnym są ciężko zaskoczeni tymi samymi zeznaniami i faktem z kim świadek wyjeżdżał. Na pytanie Gabi o Leszcza, Michalskiego dopada tępota umysłowa. Jego odpowiedź jest godna osoby z podstawówki, a nie doświadczonego policjanta. Pewnie miało być zabawnie.
Glica, kierujący grupą przestępczą, zmienia co chwilę strony. Właściwie nie wiadomo co nim kieruje, bo wyjaśnienia autorki są dla mnie nieprzekonujące. Englert, kreowany na kryształowego prokuratora, wcale taki nie jest. Nie wierzę w stuprocentowe egzekwowanie prawa, a jednoczesne doszukiwanie się i dopasowywanie poszlak, by potwierdzić podejrzenie. Dzięki temu fabuła związana ze sprawą Gabi obrała irracjonalny kierunek. Szanuję możliwość puszczenia wodzy fantazji przez autora, ale... litości... niech, chociaż zostanie zachowane minimum realizmu.
To, co w mojej ocenie zostało przez autorkę poprawione i działa na korzyść tej części, to zaprzestanie stosowania powtórzeń. Dotychczas bohaterowie przekazywali w dialogach te same informacje, przemyślenia, wnioski, ustalenia. Zmieniały się konfiguracje, ale słowa padały niemal identyczne. Efekt jest odczuwalny. Powieść nie nudzi skopiowanymi treściami.
Autorka napisała w posłowiu, że definitywnie kończy tym tomem serię z Gabi. I całe szczęście, bo historia zaczęła się robić karykaturalna. Odetchnęłam, choć jestem zaskoczona ostatnim, znowuż kuriozalnym, plot twistem. Jaki jest cel cudownego zmartwychwstania bez wyjaśnienia okoliczności, jeżeli nie chce się ciągnąć wątku? Finałowy tom uważam za najsłabszy w całej serii i wśród wszystkich książek autorki, które przeczytałam, a było ich 11.