W jednym z początkowych rozdziałów książki Klaudiusz skarży się, że jego nauczyciel Sulpicjusz z najciekawszej historii potrafił uczynić nudną. Stwierdzenie to pasuje także do książki Roberta Gravesa – książki przypominającej podręcznik, napisanej stylem sprawozdawczym, niemal całkowicie suchym. I nie zmieniają tego nawet wzmianki Klaudiusza o tym, jak przeżywał różne trudne, nieprzyjemne dla niego sytuacje.
Niestety nie znalazłam w tej powieści żadnego uroku, a w czytaniu żadnej przyjemności. Utonęłam w zalewie szczegółów, a lekturze towarzyszyły monotonia i znużenie. Zakopywałam się w opisach działań wojennych, zawiłościach pism wymienianych miedzy bohaterami – i usypiałam.
Z tak odbieranych lektur zapamiętuję zwykle jakieś pojedyncze epizody. Tutaj – prawdopodobnie z racji wykonywanego zawodu – zaciekawiły mnie postacie nauczycieli Klaudiusza, a szczególnie Atenodor wyznający zasadę, której i ja staram się przestrzegać: Zaraz na pierwszej lekcji Atenodor zapowiedział, że nie zamierza uczyć mnie faktów, ale należytego ich rozumienia. O samych bowiem zdarzeniach mogę bez trudu zaczerpnąć wiadomości skądinąd (s.65). Ten sam Atenodor miał i takie ciekawe, pełne życiowej mądrości powiedzenie: Gdyby trojańska drewniana kobyła się oźrebiła, o wieleż mniej kosztowałoby dziś utrzymanie konia! Mój uśmiech wywołał też fragment o szyfrowaniu na podstawie Iliady. A, i jeszcze nazwanie Jowisza gromopierdnym oszustem (s.373). Zaciekawienie wzrosło nieco, gdy czytałam relację z rządów Kaliguli (co by o nim nie powiedzieć, barwna postać), ale nie był to niestety wynik tego, że poprawiła się żywość i obrazowość stylu.
Powieść ta jest z pewnością kopalnią wiedzy o starożytnym Rzymie, o panowaniu trzech cesarzy, które opisuje Klaudiusz z pozycji historyka – pamiętnikarza. To nie podlega dyskusji. Może też zainteresować, jeśli chcemy poznać schematy i mechanizmy działania władzy – nie tylko w czasach i w miejscu, w których dzieje się akcja. Sugestywnie przedstawiona została Liwia jako mająca wszystko pod kontrolą, wpływająca na każdy krok Augusta i pociągająca we właściwych momentach za właściwe sznurki. Była ona autorką wielu potworności, ale i miała baczenie na potworności innych – gdy zaś zamknęła oczy, Tyberiusza nie krępowało już nic. Zresztą spiski, knowania, oszustwa, bezwzględne pozbywanie się niewygodnych osób były normalną praktyką na szczytach władzy, bez względu na to, kto akurat panował.
Sam Klaudiusz wzbudza w czytelniku wiele uczuć. Od współczucia, przez zwykłą sympatię, po szacunek i podziw. Przez lata poniżany, pomijany, lekceważony, wyśmiewany z powodu swoich fizycznych ułomności. Przymiotów jego umysłu i charakteru nie dostrzegano, efekty jego pracy ignorowano. Traktowany był niesprawiedliwie, doceniany i kochany przez niewielu. Z kart powieści wyłania się obraz człowieka tak prawego, jakim można było być w tych warunkach. I niestety ten właśnie Klaudiusz jako narrator snutej opowieści zawiódł mnie całkowicie. Kiedy pod koniec XII rozdziału zapowiada dalszą relację słowami Obiecuję wam, że nie będzie to bynajmniej nudne, niestety nie dotrzymuje słowa. Oczywiście nie mam na myśli wydarzeń, a sposób ich przedstawienia.
Przyznaję, że przy lekturze wspomagałam się Pocztem cesarzy rzymskich Aleksandra Krawczuka. Dopiero po przeczytaniu życiorysów Augusta, Tyberiusza, Kaliguli i Klaudiusza z tego zbioru wszystko jako tako ułożyło mi się w głowie. Już kiedyś pisałam w pewnej recenzji, że jeśli ciągle sprawdzam, ile stron zostało do końca rozdziału albo ile rozdziałów do końca książki, to nie jest dobry znak. Tutaj cieszyłam się z dosłownie każdej przeczytanej strony, bo przybliżała mnie do końca tej czytelniczej męki. Tak właśnie reagowałam na tę powieść i nic na to nie poradzę, nawet jeśli widzicie we mnie teraz kompletną ignorantkę. Gdybym miała oceniać książkę tylko z poziomu własnego odbioru, powiedziałabym po prostu, że jest kiepska. Wiem jednak, że wiele mądrych głów ocenia ją wysoko i raczej nie może się mylić, więc najprawdopodobniej po prostu to nie jest książka dla mnie. Trudno, choć czasu na nią poświęconego naprawdę mi szkoda – jest to jedna z najgorszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
To by się w ogóle nie udało, gdyby nie nasze kanapowe Wyzwanie pod batem. Niniejszym dziękuję Szanownemu Koleżeństwu za motywację. 😊