„Jedzie pociąg, złe wagony
Do więzienia wiozą mnie
Świat ma tylko cztery strony
A w tym świecie nie ma mnie”
Ale nie wyprzedzajmy faktów. Od początku.
Disclaimer przedrecenzyjny: Długo się zastanawiałem czy opisywane wydarzenia faktycznie miały miejsce. Mam szczerą nadzieję, że to nie więcej niż licentia poetica. W przeciwnym razie książką powinny się zainteresować organy ścigania, a tytułowa Emilka pomyśleć o drodze sądowej. Ja poprzestanę na recenzji, choć lektura tego wolumenu napawała mnie obrzydzeniem, a w miarę czytania również i strachem, że tytułowa Emilka to realna osoba nękana przez chorego człowieka.
Wstępnie. Obcowanie z książką rozpoczynamy od tego, że autor, zes(cenzura)wszy się pierwszymi negatywnymi recenzjami, dołącza do książki jej interpretację (!) gdzie stosuje pokrętne wygibasy logiczne, próbując wykręcić się z zarzutów propagowania uporczywego nękania, zwanego popularnie stalkingiem. Wiadomo, czytelnik nie zrozumiał, wina użytkownika.
The Book itself.
Wyłania się z pierwszych kilku stron książki obraz staruszka zatroskanego o losy tych maluczkich, piszącego do jakiejś Żanetki. Nie dowiadujemy się kim jest owa, dalej w powieści mamy już tylko Emilkę, jej mamę Annę i siostrę Małgorzatę. Wyjąwszy główne zarzuty wobec Autora w postaci propagowania stalkingu jako „normalnej” relacji uważam, że ta forma i treść miała bardzo duży potencjał na dobrą powieść epistolarną, romantyczną. Nawet z jakimś tragicznym zakończeniem w werterowskim stylu, tudzież podróż w stronę horroru czy thrillera – zabójstwo głównej bohaterki etc. Oczywiście wszystko w ramach fikcji literackiej. Autor miast budować ciekawą narrację atakuje czytelnika już na 8 stronie “Emilko, myślałem że Pani mnie kocha” i emotka „:)”. Żadnego budowania napięcia, wskazania podstaw relacji tudzież urojeń, zostajemy postawieni w trakcie akcji. Też ciekawy zabieg, być może coś się wyjaśni w trakcie listów.
Wraz z rozwojem „akcji” wchodzimy w ciekawy, choć już od pierwszych stron mocno niepokojący świat umysłu narratora. Człowiek ten w moim przekonaniu bardzo potrzebuje terapii u psychologa. Każdy komplement dla rzeczonej Emilki kwituje emotikonką, uśmiechem, jakby wstydził się pochwał dla urody Emilki, albo inaczej zmiękcza je – jak ktoś starszy mówiący do bardzo młodej osoby, niemal dziecka. Ilość powtórzeń (już na samym początku) wyrażenia „mógłbym sobie na panią popatrzeć” i dwa zdania dalej „okazji aby się na Panią napatrzeć” zaczyna być irytująco niepotrzebna. To pierwszy raz podczas lektury kiedy mamy wrażenie, że redakcji tutaj nie było żadnej, choć to za co zapłacił Autor redaktorom powinno trochę lepiej się prezentować w finalnej wersji książki.
To co głównie uderza w samej książce, oprócz tego co mówiłem na wstępie - Jest coś dziwnie lubieżnego w narracji autora listów. Nieustannie pisze w formie ekstremalnie grzecznościowej, jednocześnie zmiękczając i auto-cenzurując akcenty prawie-erotyczne. Krytyka tatuaży też jest opisana jakoś tak… Mam problem z tą narracją. Wydaje się taka lubieżna, ale w sposób, mówiąc potocznie i brzydko, obleśny. To są słowa osoby mającej duży problem z własną seksualnością, z ujęciem w jej jakieś sztywne ramy czy granice. Takie bardzo dziecinne słowa wypowiadane przez starego chłopa. Nie czyta się tego dobrze, wrażenie jest raczej odpychające. Takie mówienie jak do dziecka, ale jakby w stanie podniecenia. Nie zgrywa mi się to bardzo. I mam nadzieję, że to przewrażliwienie.
Autor prezentuje listy, maile i komentarze w profilach społecznościowych (zgaduję, ponieważ do końca nie wiadomo, czy są to papierowe listy, nie ma takiego rozgraniczenia w poszczególnych listach, ale można to poniekąd wykoncypować z treści) jednostronne, tzn nie publikuje odpowiedzi od Emilki, jej mamy czy siostry. Z następujących po sobie listów możemy wywnioskować, że w miarę wysyłania kolejnej korespondencji, niechęć rodziny do starszego pana rośnie, blokowane są profile społecznościowe przed możliwością wysłania wiadomości, a na ryneczku na którym pracują panie pojawia się specjalna sieć haseł ostrzegająca przed jego obecnością. To tak w miarę eskalacji niezdrowego zainteresowania Narratora Emilką. Co bardzo ciekawe, narrator sam wymienia reakcje rodziny na nieustającą adorację (które czytelnik zdrowy społecznie rozpoznaje jako naturalne) okraszając je komentarzami ze świata przyrody, oraz pokrętnymi wygibasami logicznymi, próbującymi usprawiedliwić swoje zachowanie (łudząca przypominającymi te, które Autor stosuje wobec recenzentów niechętnych jego książce!). Już na wysokości 25% książki wiemy, że matkę strzeliło, że z absztyfikatnem córki coś mocno pogięte, więc mu tłumaczy, że listów nie przekaże, goń się pan bo milicję zawołam. Natomiast Pan Narrator nie daje za wygraną, prosi w liście Emilkę „by się go nie bała”. Przecież on się sam pogrąża. Narrator w liście datowanym na 7 marca 2017 pisze „Mówiła nawet (mama), że ktoś z jej znajomych sugerował, aby z moim listem udała się na policję”. Oh rly?
Cytatów nie będzie, bo by miejsca na recenzję zająć zbyt wiele, ale muszę pochylić się nad jedną osobliwą rzeczą. Mianowicie „Tak to już jest, że małej dziewczynce w wielu sytuacjach wypada dać buziaka, wycałować rączki, podarować owoc czy czekoladę, ale gdy podrośnie i stanie się młodą dziewczyną – już nie”. Otóż nieprawda Panie Autorze, małej dziewczynce także, a nawet tym bardziej, nie można dawać buziaków ani całować rączek (jeśli nie jest to rodzina, a i to nie zawsze, rodzice mogą mieć coś przeciw jak również sama dziewczynka). Dalej „Między kochaniem, a lubieniem nie ma ostrej granicy i czasami słów tych można używać zamiennie” – nie, nie można. Jest coraz lepiej w miarę czytania: „skoro Emilka zamieszkała z chłopakiem, wygląda na to, że ja darzę ją większą sympatią, niż ona mnie” – No brawo Szerloku, a w (cenzura) byś nie porobił? Widzę, że masz wybitny zmysł śledczy, nadał byś się.
Książka jest o człowieku, którego rzeczywistość jest tworzona w jego własnej jaźni, bez przełożenia na otaczające realia. A raczej otaczająca rzeczywistość, fakty, zdarzenia, osoby nie odklejają się w jego głowie w ich realnym kształcie, znaczeniu. Relacja z Emilką jest u narratora przyjaźnią, znajomością, po kilkunastu stronach człowiek ten pisze do Niej o ślubie (!) a nie zna się z nią w ogóle nic a nic. Przyniósł jej filmy przyrodnicze (oh god why xD), kilka słoików dżemu i bęc, mówi o ślubie! Nie zdradzając za bardzo fabuły (której właściwie tutaj nie ma) dziewczyna wraz z rodziną handluje na targu, który odwiedza Starszy Pan (narrator). Poza tym wygląda na to, że biedna rodzina Emilki, jej siostra i matka z jakiegoś powodu sprzedaje warzywa na targu. Starszy Pan nie zdając sobie sprawy z tego, jaki jest obleśny, stworzył opresyjny system wizyt. Natomiast biedna Emilka nie mogąc odmówić, była dla niego po prostu miła sprzedając mu produkty. Wychodzi mi również na to, że Emilka z rodziną po prostu nie wiedziały jak opędzić się od natręta i pozbyć się najzwyczajniej w świecie nękającego ich podstarzałego dziada.
A teraz sprawy niepokojące:
1. „Zawsze odczuwałem dużą sympatię do dzieci. Dlatego Pani dziewczęca uroda tak silnie na mnie podziałała”.
2. Zbyt często autor przeplata urodę małych dziewczynek i młodych dziewczyn, jak i afekt nimi stawia jako równoznaczny. Na ten przykład: „Mimo, że słodycz dziecka i urok młodej dziewczyny szybko przemijają, już zawsze będę patrzył na moje siostrzenice i bratanice przez pryzmat tego, jakimi słodkimi i milutkimi były dziewczynkami. Prawdę mówiąc, odkąd podrosły trochę brakowało mi kogoś kim mógłbym się zaopiekować. Pani jako obiekt mojej opiekuńczości, bardzo by mi odpowiadała”.
Jest tego więcej, ale przez przyzwoitość i szacunek do waszych treści żołądkowych, aby na swoim miejscu pozostały, nie zamieszczę ich. Na teksty narratora publikowane na stronie matki na portalu społecznościowym pod zdjęciami dzieci podobnie reagowała sama matka. „Sądziłem, że swoimi komentarzami sprawię mamie przyjemność. Ona natomiast odebrała je jakoś inaczej”. No ciekawe jak?
To jest bardzo szkodliwa publikacja, obrzydliwa i wstrętna w swojej narracji. Propagująca stalking i usiłująca pozować na Lolitę Nabokova, choć autor mądrze podniósł wiek Emilki do legalnego. Redaktorka tekstu miała ponoć napisać autorowi „że taki z domieszką Nabokova”. Moim zdaniem z Nabokovem to ma autor wspólne tworzenie legendy i nieistniejących zdarzeń wokół własnego dzieła. No i może element obrzydzenia podczas lektury.
Pozostaje mieć szczerą nadzieję, że Emilka i jej rodzina to postaci na wskroś fikcyjne, a wybujała wyobraźnia autora po prostu poszła w bardzo złą stronę.