Przeczytane przez mnie wcześniej trzy, może cztery recenzje na temat książki obiecywały coś innego, niż to z czym osobiście przyszło mi zetknąć się w Listach. Przyznam, że zanim otrzymałam książkę wybiegłam już na przeciw fabule i wyobrażałam sobie, iż książka zawierać będzie listy starszego pana zakochanego w młodej dziewczynie, będą one traktować o miłości mniej lub bardziej odwzajemnionej, ale zduszonej przez bliskich czy środowisko, w jakim się tych dwoje porusza. Zresztą dołączony do książki list Autora do czytelnika (chyba tak to trzeba odbierać) ujawnia, iż bohaterowie spotkali się z pochopną i niewłaściwą oceną. Stąd też to czym w rzeczywistości obdarzyła mnie publikacja Andrzeja Głowackiego, była prawdziwym zaskoczeniem.
"Listy do Emilki" niewątpliwie opisują zauroczenie starszego pana młodziutką dziewczyną, ale w głównej mierze są tłumaczeniem swojego postępowania, a zarazem obroną przed niewłaściwą interpretacją tego, co zawierał pierwszy, najważniejszy list. Czy byłyby kolejne, gdyby nie zdecydowana reakcja pani Ani? Bohater myśli, że tak. Mogłaby nawiązać się miła wymiana zdań między nim, a Emilką. Ale czy na pewno? Przecież pierwszy list Andrzej pisze, gdy już wie, że dziewczyna zamieszkała ze swoim chłopakiem, a mimo to chce ją sprowokować do kontaktu. Wciąż podkreśla, że niczego od niej nie chce, pragnie by była szczęśliwa, ale mimo to zakłóca jej spokój. A gdy listy nie skutkują odnajduje źródło swej fascynacji na facebooku, dzięki czemu ma nadzieję na szybszą reakcję z jej strony.
Po dwukrotnym przeczytaniu (a jakże! Lektura dostarczyła mi tyle emocji, że nie mogłam się oprzeć) myślę, że równie dobrze mogło skończyć się na jednym liście. Miłość jest piękna, gdy odwzajemniona, ale bywa przecież często tak, że tylko jedno się zakochuje, a drugie patrzy w innym kierunku. Przy czym w tym wypadku dostrzegam nie tyle miłości, a zauroczenie młodą dziewczyną. I bynajmniej nie można mieć o to żalu do człowieka, tylko dlatego, że jest dużo starszy i być może jemu nie wypada. Dla mnie akurat ten niuans w całej historii jest najmniej istotny, bo gra toczy się bardziej o niewłaściwe odczytanie przez bohatera zaistniałej sytuacji. To co on odbiera za przyzwolenia ze strony matki i co wielokrotnie w ramach obrony podkreśla w listach, ja odczytuję jako zwykłą grę towarzyską, którą podejmuje się również z tymi, których częściej spotykamy na ulicy. Uważam też, że w pewnym momencie oczekiwanie na odpowiedź staje się obsesyjne. Na początku brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Emilii jest dla mnie czytelną odpowiedzią "nie jestem zainteresowana". Natomiast mężczyzna brnie dalej chcąc.. Właśnie, czego tak naprawdę chce Andrzej? Powtarza, że nie zamierza burzyć jej szczęścia, że pogodzi się z brakiem uczuć z jej strony, a pragnie tylko wyjaśnić sytuację, by wszystko wróciło do normy. Ale gdy ostatecznie dostaje odpowiedź, twierdzi, że przez sposób w jaki dziewczyna to uczyniła, zrobiła mu przykrość. (A przecież oczekiwałby również przeprosin ze strony jej chłopaka!)
Napisała Pani, że spośród wielu stałych klientów, z którymi mama lubiła porozmawiać i pożartować, tylko ja odbierałem chore sygnały. Proszę więc mi powiedzieć: czy wszyscy stali klienci adorowali Panią i czy im wszystkim mama z radością na to przyzwalała? Pani Emilko, dlaczego jest Pani tak rażąco niesprawiedliwa? Dlaczego nie okazuje mi Pani empatii i pomimo moich licznych wyjaśnień dalej myśli Pani w tak dziwny, nieżyczliwy sposób? Dlaczego Pani mi to robi, skoro przez dwa lata byłem tak opiekuńczy i dobry dla Pani? s.47
Mogę zrozumieć rozgoryczenie bohatera, jego zranione uczucia, które z taką ufnością na początku powierzył dziewczynie, a teraz stracił twarz, bo o wszystkim dowiedzieli się również postronni uczestnicy tej historii, jednak dlaczego z takim uporem brnie dalej z kolejnymi tłumaczeniami. Emilii wyjawił swoje uczucia, jej matce przesyła wyjaśnienia, bo uważa, że został źle zrozumiany, a na dokładkę angażuje w sprawę siostrę dziewczyny. Jak nie listy tradycyjne, to wiadomości na facebooku, a nawet wpisy pod zdjęciami. Tego jest za dużo. Czy w żadnym momencie bohater nie zdawał sobie sprawy, że posuwa się za daleko? Nie poczuł, że może się wydać śmieszny? I nie chodzi o innych, a o samą Emilkę. Jak ona mogła się czuć? Jak ma się zachować kobieta względem mężczyzny, do którego nie czuje tego samego co on? Wydaje mi się, że większość pragnie jak najszybciej zakończyć taką znajomość, by nie prowokować do dalszego narzucania się mężczyzny. Kontynuacja w tym wypadku, w zależności od dalszej nadinterpretacji zainteresowanego, mogłaby doprowadzić do nieciekawego rozwoju wypadków. Dla mnie - jako czytelniczki - była to sytuacja niezmiernie krępująca, a gdyby miała zajść rzeczywiście to wręcz surrealna.
Żałuję, że nie dane jest czytelnikowi poznać pełnych odpowiedzi, jakie kierowane były do Andrzeja przez Emilię oraz jej matkę, a jedynie styka się z pewnymi nakreśleniami, które w swych odpowiedziach przywołuje mężczyzna. W gruncie rzeczy i tak wynikają z tego znaczące kwestię, jak choćby to, że Emilia nie życzy sobie dalszych kontaktów. Z listu do matki:
"Co złego jest w tym, że ze względu na chęć przywrócenia normalności w moich relacjach z Emilką po kilku dniach napisałem do niej ponownie? Dlaczego Emilka, oceniając mnie niesprawiedliwie, zabrania mi do siebie pisać? Przecież swoim zakazem pozbawia mnie możliwości obrony." (s.48)
Istotą w tym niezrozumieniu obu stron jest to, że niestety, ale to nasz bohater źle odczytuje sytuację. I choćby w każdym kolejnym liście przypominał, jakoby to matka Emilki sprzyjała mu i prowokowała do zainteresowania swoją córką, to ja przedstawionych zdarzeń nie potrafię tak z wizualizować. Może dlatego, że jestem kobietą? Dlatego, że bliższe są mi odczucia bohaterek? A może jest tak jak zauważa sam Autor, rządzą nami pewne konwenanse, normy społeczne i kulturowe. Na co dzień posługujemy się kodami językowymi, jesteśmy uprzejmi, ale nie tylko dla tych, których kochamy i szanujemy, ale również względem obcych. Oczywiście tu też niemałą rolę odgrywa wychowanie. I właśnie stąd pani Ania oraz jej córki są miłe dla swoich klientów. Osobiście nie wyobrażam sobie dobrego handlowca bez umiejętności nawiązywania spontanicznego, przyjaznego kontaktu z klientem. W grę wchodzi zarówno kultura osobista, otwartość, łatwość nawiązywania kontaktów (w przypadku matki, bo córki były ponoć sympatyczne acz nieśmiałe), jak i umiejętności handlowe.
Zaskakujące jest dla mnie też to, że narrator niejako zamiennie wykorzystuje słowa: miłość, lubienie, sympatia albo przyjaźń. Jeśli ktoś kocha, to zaiste również lubi i czuje sympatie do tej osoby. Jednak w lekturze nie ma mowy o nawiązaniu głębszych więzi z wybranką, więc o jakiej przyjaźni może być mowa? Zarówno miłość jak i sympatia może być jednostronna. Cóż, pechowo zainwestowaliśmy uczucia w obiekt, który tego nie odwzajemnia. Ale co do przyjaźni, to trudno udawać, że może zatrzymać się na jednej ze stron. Jeszcze bardziej zaskakujący jest dla mnie sposób opisujący stosunek do młodych ludzi, dzieci oraz zwierząt. Słowa kierowane w odniesieniu do swojej byłej dziewczyny: "Kochała mnie czule, jak dziewczynka kocha swojego pieska." (s.39) To tylko przykład, jak uroczo można porównać uczucie miłości. Ale jeśli w podobny sposób narrator każdorazowo obrazuje, to co sam czuje, bądź mogło być odczuwane przez innych, to staje się to dla mnie dość infantylne w wymowie. Nie żeby to było od razu negatywnie nacechowane, ale zdrobnienia odnośnie piesków, dziewczynek czy dziewcząt są nagminne, a specyficzna słodycz zalewa strony "Listów do Emilki". Słodka jest Emilka, słodka była poprzednia dziewczyna Andrzeja, ogólnie młodość jest słodka niczym mały zabawny psiak. W treści, mimo narastania przygnębiającej aury, wciąż jest "słodko", "milutko", tak jakby Autor zwracał się do dziecka albo psiaka, a przecież miała to być książka o miłości do dziewczyny. Poza tym stosunek mężczyzny do młodziutkiej kobiety nie jest ukazany jako eksplozja uczuć, a jedynie czysta chęć opiekowania się i kształtowania jej światopoglądu poprzez podsyłanie drobnych prezentów oraz wyrażanie opinii w pewnych kwestiach. Na pewno dostrzeżemy skupienie na platoniczności tego uczucia. Andrzej bardziej zakochuje się w niewinności, młodości, świeżości niż w samym człowieku, który posiada również wady. I stąd zderzenie jego wyobrażeń z rzeczywistością jest tak bolesne. Odniosłam wrażenie, że to obraz, pewna wizja osoby jaką stworzył jest w centrum jego zainteresowania, a nie konkretna jednostka.
Trudno byłoby mi jednoznacznie umotywować, że to jest książka dobra, średnia czy wręcz kiepska. Na pewno emocjonująca z uwagi na sposób w jaki bohater reaguje na każde słowa ze strony pani Anny, a nawet samej Emilii. Bohater ma poważne trudności ze zrozumieniem pań (i to nie tylko bohaterek), jak i całej sytuacji, którą sprowokował. Uważa, że list jest niewinnym okazaniem uczuć, ale czytelnik na pewno będzie się zastanawiał dlaczego akurat w tym czasie go pisze. Dlaczego wtedy i co chcę tym uzyskać, to tak samo dobre pytania, jak to czy bohater rzeczywiście jest taktowny i nie można mu nic zarzucić?
Mimo iż w wielu momentach byłam mocno zirytowana z powodu działań bohatera, jego niestandardowego podejścia do ludzi i szczególnej opcji - postrzegania dzieci (a gdy mamy w temacie żadne doświadczenie to i błędne ich odbieranie), to uważam, że treść może nas zmusić do myślenia. I nie mam tu na myśli samego epilogu, który dla mnie średnio sprawdził się jako część tak emocjonującej podróży jak odkrywanie siebie przez bohatera. "Listy do Emilki" dają nam studium człowieka, który tak głęboko żyje w swoim świecie, mając na uwadze przede wszystkim własny pryzmat postrzegania realiów i oceniania, że zapomina, iż inni również mają prawo do własnego zdania oraz interpretacji działań innych według pewnych prawideł. Narzucanie swoich opinii, sposobu bycia i realizowania zamierzeń innym nie może skończyć się dobrze. A samo wyjaśnianie i tłumaczenie każdego słowa na swój użytek nie przybliża nas do ludzi.
Warto przeczytać, bo może akurat mamy wolne popołudnie, niskie ciśnienie i głupoty w głowie, a dzięki temu zyskamy bystrość umysłu, szał emocji i temat rozmów ze znajomymi. U mnie było gorąco;)