Siła matczynej miłości
„Potem” Rosamund Lupton
wyd. Świat Książki
rok: 2012
str. 400
Ocena: 5/6
Powieść Potem czytałam tak jakby w dwóch odsłonach. Pierwsza miała miejsce kilka miesięcy temu, kiedy Wydawca zaproponował blogerom udział w konkursie, w którym po przeczytaniu fragmentu książki należało napisać jej zakończenie. Nie wahałam się ani chwili, skorzystałam z okazji, przeczytałam, napisałam i cóż. Na tym się skończyło, innym pisanie zakończenia wyszło lepiej niż mi . Nie zniechęciłam się jednak, wciąż żywo i bardzo mocno pragnęłam dowiedzieć się, jak zakończy się owo Potem. Egzemplarz recenzencki dostałam wkrótce po ogłoszeniu wyników konkursu, niestety nie było mi wówczas z tą książką po drodze. Przyszedł jednak taki czas, że nie mogłam już dłużej zwlekać, sięgnęłam więc po Potem i rozpoczęłam lekturę. Od początku oczywiście… Już chyba sama ocena sugeruje, jakie wrażenie zrobiła na mnie ta książka. Dlaczego? Dowiecie się tego z poniższego tekstu.
Jest lato. Jeden z bardziej wyczekiwanych przez rodzinę Covey dni w roku. Urodziny Adama. Ósme urodziny synka Grace i Mike’a, o którego para starała się bardzo długo i wytrwale. Jednak ten dzień od początku nie jest takim, jakim być powinien. W szkole odbywają się zawody sportowe, Adds mimo raczej negatywnego nastawienia do integracji z innymi dziećmi, musi wziąć w nich czynny udział. Na całe szczęście wszyscy w tej prywatnej placówce dla bogatych, o ile nie bardzo bogatych dzieci, wiedzą o święcie chłopca i traktują go ulgowo. Wyjątkowo może on w tym dniu przynieść do szkoły ciasto i w odpowiednim momencie rozdać je innym dzieciom. Do szkoły razem Adamem udaje się jego mama, oraz starsza siostra, Jennifer, która ukończyła już tę szkołę i w okresie wakacyjnym pracuje w niej jako asystentka nauczyciela. Tego dnia Jenny otrzymuje bardzo ważne zadanie – ma piastować stanowisko szkolnej pielęgniarki w trakcie zawodów sportowych. Niestety, zgodnie z regulaminem, swoją „służbę” musi odbyć w gabinecie pielęgniarki, który znajduje się na piętrze budynku szkoły. Tak więc gdy wszyscy dobrze się bawią na boisku, Jenny siedzi sama w małym pokoiku i czeka na chwilę, w której będzie mogła wyjść na dwór i odetchnąć świeżym powietrzem. Historię Jennifer poznajemy jednak znacznie później, wówczas gdy ma miejsce owo „potem”. … A może tuż przed wspomnianym „potem”? Bo gdy Jenny tak siedzi w gabinecie, a przynajmniej gdy powinna tam przebywać, rozbrzmiewa alarm, który informuje wszystkich obecnych, że w szkole wybuchł pożar. Niemal natychmiast Grace pojmuje, że przynajmniej jedno z jej dzieci znajduje się w budynku. Puszcza się więc pędem i nie zważając na nic, jako jedyna odważna, wbiega do szkoły by odnaleźć córkę. Czy jej się to uda? Czy Jenny jest tam, gdzie być powinna? Czy matka i córka znajdą się w kłębowisku płomieni i ognia? Czy uda im się wyjść z tej tragicznej sytuacji obronną ręką? Czym jest tytułowe „potem”? Jak odnaleźć drogę, gdy nie można zrobić nawet jednego kroku naprzód? Gdzie doprowadzi matkę i córkę ta jedna wizyt w szkole? Jeśli chcecie się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po powieść Potem autorstwa Rosamund Lupton.
Wciąż nie mogę otrząsnąć się z wrażenia, jakie wywarła na mnie ta powieść. Książka została napisana w genialny sposób. Każde napisane przez autorkę zdanie jest takie… prawdziwe, takie przejmujące. Człowiek od początku czuje, że to wszystko nie może skończyć się happy endem, ale równocześnie wierzy, że cuda się zdarzają, że skoro w książce dzieje się to, co się dzieje, to może i Grace i Jenny odnajdą drogę do domu i wrócą do czekających na nie Adama i Mike’a. wiara jednak wiarą, a rozsądek podpowiada, że tak być nie może, że los daje i zabiera, że w naturze zawsze musi panować równowaga, a by i teraz mogła zostać zachowana to… no właśnie, tego zdradzić Wam niestety nie mogę.
Rosamund Lupton niczego w swojej książce nie pozostawiła przypadkowi, każde posunięcie, każda opowiedziana historia, każde wspomnienie tworzą elementy układanki, które dopiero na samym końcu układają się jasny i czytelny dla czytelnika obraz. Bo początkowo nic nie jest tym, czym wydaje się być. I nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Ludzie oszukują, stosują niedopowiedzenia, tają fragmenty, które mają istotne znaczenie. Z tego powodu czytelnik zastanawiając się nad tym, o co tak naprawdę chodzi, może jedynie strzelać i mieć nadzieję, że uda mu się trafić. Bo sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie i już kilka stron dalej wszystko wskazywać może na to, że chwilę wcześniej byliśmy w ogromnym błędzie.
Całość napisana została w dość nietypowy sposób. Tu i teraz znajduje się na pograniczu życia i śmierci, gdzie przebywa Jenny i Grace. Dziewczyny przemieszczają się, czują, widzą, cierpią. Ale nikt ich nie widzi, nikt nie może spowodować, by wróciły do swych ciał i się obudziły. Niemal cała akcja ma miejsce na terenie szpitala. Narratorem książki jest Grace, która zapisuje kolejne strony powieści swoimi wspomnieniami i marzeniami, które zgodnie z jej wyobrażeniem już nigdy nie będą mogły się ziścić. W trakcie tego zawieszenia matka i córka zawierają swoisty pakt, mający na celu odkrycie co tak naprawdę wydarzyło się w szkole. Jest niemal pewne, że to, czego Jen nie pamięta, ma spore znaczenie i prowadzi do rozwiązania zagadki. Dziewczyna jednak ma ogromny problem z przypomnieniem sobie czegokolwiek.
Książka napisana została w formie pamiętnika skierowanego do męża Grace. Czytanie go wywoływało ogromny ucisk w moim sercu. Zdawałam sobie bowiem sprawę, że ten pamiętnik to nie zapisane na kartach wspomnienia kobiety, tylko jej myśli, które nigdy nie ujrzą światła dziennego, nigdy nie trafią do adresata. Potem to magiczna powieść, która wciąga czytelnika od pierwszych napisanych przez autorkę zdań i nie daje wytchnienia aż do ostatniej kropki postawionej przez panią Lupton. Główne bohaterki są jak żywe i gdy tylko je poznajemy, zaczynamy mocno zaciskać kciuki i modlić się, by udało się im obu wyjść z opresji cało. W zasadzie nie było w trakcie lektury takiego momentu, w którym nie chciałam dowiedzieć się co będzie dalej, albo takiego, który sprawiał, że czułam się znudzona. Autorka przez cały czas trzyma równy i wysoki poziom, co jest niezmiernie satysfakcjonujące. Do tego rozwiązywanie zagadki nastręcza czytelnikowi niezmiernej frajdy. Muszę przyznać, że gdy czytałam tę książkę do konkursu, nie znając jej zakończenia, zupełnie inaczej oceniałam poszczególne postaci. Gdy sięgnęłam po Potem ponownie, zwracałam uwagę na inne szczegóły, a te z kolei sprawiały, że moje typy co do tego, kto spowodował pożar, uległy kolosalnej zmianie. Koniec końców okazało się, że częściowo miałam rację za pierwszym razem i częściowo za drugim razem, co suma summarum daje każdorazowo niewłaściwe rozwiązanie. Wtedy, teraz… potem. Najnowsza powieść Rosamund Lupton jest dobra w każdej chwili. Zdecydowanie warto ją przeczytać. Polecam.