Tytuł polski: "Potem"
Tytuł oryginału: "Afterwards"
Autor/ka: Rosamund Lupton
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 400
Rodzicielska, a szczególnie matczyna miłość to chyba największa, a zarazem najtrwalsza ze wszystkich możliwych. Kto inny jak nie nasza rodzicielka opiekowała się nami od naszych najmłodszych lat i pokazywała jak odnaleźć się w otaczającym nas świecie? Kto jak nie ona zapewniała nam bezpieczeństwo i obdarzała szczęściem? Miłość ta jest więc w pełni szczera, a także skora do największych poświęceń. Jednym słowem po prostu bezgraniczna. Oczywiście, przypadki są jednak różne. Poznajmy tymczasem pewną brytyjską rodzinę, której pewnego, letniego dnia los odebrał całą możliwą radość.
Jednego z upalnych, lipcowych poranków w prywatnej londyńskiej szkole wybucha pożar. Grace, matka Jenny, wbiega do budynku, by uratować swoją córkę. Dym i ogień sprawiają jednak, że kobieta traci przytomność. Budzi się dopiero w szpitalu, gdzie spotyka nastolatkę. Obie są zaledwie swoimi duchami, obserwatorami wydarzeń, których nikt inny nie widzi ani nie słyszy. Obie znajdują się również w stanie krytycznym. Niedługo potem wychodzi na jaw, że szkoła podpalona została celowo. Jaki motyw miał zbrodniarz? Czy cała sprawa miała związek z przeszłością Jenny? Balansując na krawędzi życia i śmierci obie kobiety próbują rozwiązać sprawę. A czas ucieka...
"Potem" to drugi z kolei thriller psychologiczny autorstwa Rosamaud Lupton goszczący na księgarskich półkach. I mimo że premiera całkowicie bez echa może nie przeszła, to muszę przyznać, że o powyższej pisarce nigdy wcześniej nie słyszałam. Czy żałuję jednak spędzonego nad jej książką czasu? Nie, tego powiedzieć nie mogę. Chociaż kilka rzeczy może i wymagałoby poprawki, to mogę Wam ją z czystym sumieniem polecić. Ale od początku. Zacznijmy od fabuły. Początek niezły. Koniec również. Dlaczego? Bo coś się działo. Ja rozumiem, że przez całą książkę prowadzone było śledztwo, że trzeba było wyjaśnić sprawę i to powinno oczywiście się tu znaleźć. Lecz całe to "latanie" męża Grace od jej szpitalnego łóżka do łóżka ich córki było takie...mogę po prostu powiedzieć: powtarzające się? Moim skromnym zdaniem książkę można by o pewne momenty skrócić, a dać jakiś krótki epilog zatytułowany na przykład "Potem" właśnie i tam opisać dalsze losy bohaterów. Bo jak dla mnie, to kilka kwestii nie zostało do końca wyjaśnionych.
Niemniej jednak czytało się przyjemnie. Bogate, a jednocześnie lekkie pióro pani Lupton sprawiło, że lektury nie chciało się odkładać na bok. Podczas czytania towarzyszyły mi przeróżne emocje: od smutku aż po złość. Tylko ta radość nie mogła nigdzie dla siebie miejsca znaleźć. Ale bywa i tak, cóż poradzić. Całość zamyka wartka akcja, wciągająca historia i świetnie wykreowani bohaterowie. Od razu polubiłam Jenny, mimo że tyle nas przecież od siebie różni. Książka napisana jest z perspektywy Grace, tak, by czytelnik mógł z łatwością wczuć się w sytuację zagubionej matki, a jednocześnie brać udział w śledztwie.
Nie sposób nie wspomnieć o okładce, która - mimo że "zerżnięta" od brytyjskiej, to jednak urocza pozostaje. Możemy dostrzec na niej kroczącą przez park Jenny, znajdujący się prawdopodobnie w okolicach szkoły. Jak możecie zobaczyć, kawałek jest przypalony (nadrukowany, ma się rozumieć), co nawiązywać ma do pożaru, w którego sprawie prowadzone jest śledztwo.
Reasumując: świetnie napisana życiowa historia. Mogę Wam od razu powiedzieć, że wszystkie fragmenty recenzenckie znajdujące się z tyłu okładki głoszą najprawdziwszą prawdę. Myślę, że co jakiś czas warto oderwać się od fantastyki, paranormali i tym podobnych gatunków, by na chwilę wczuć się w realne i możliwe sytuacje, które są do spotkania w naszym codziennym życiu.
„Powiedziałeś mi kiedyś, że zmysłem, który w chwili śmierci przestaje działać jako ostatni, jest słuch. Mylisz się. Ostatnia jest miłość.”
Ocena: 5/6