Bill Furlong ma szczęśliwą rodzinę oraz stabilne zarobki w czasach, gdy ludzie ledwo wiążą koniec z końcem; a jednak nadchodzące święta wcale nie są dla niego pozbawione trosk. Podążają za nim wystraszone oczy dziewczyny, którą znalazł w klasztornej szopie, uwagi przełożonej zakonnej oraz zachowanie pozostałych kobiet przebywających na terenie klasztoru. Słyszy plotki, jakie krążą wśród ludzi, ale otacza go przede wszystkim ich obojętność i niechęć do mieszania się w sprawy chrześcijańskich instytucji religijnych. Trudno mu jednak przyjąć ich sposób działania, gdy w głowie wciąż ma wspomnienia o swojej matce, która przecież mogłaby skończyć w miejscu identycznym, gdyby nie serce jej pracodawczyni.
Opisem zdradziłam tym naprawdę wiele, jako że minipowieść Claire Keegan nie ma nawet stu stron. Mogłabym fabułę streścić w „drobiazgi, jakie zmieniają rzeczywistość", bo właściwie o to chodzi już w samym tytule (okazywane dobro może stać się pierwszymi krokami do zmiany), ale wszytko zdaje się być... zbyt ogólne. Nie podkreśla prawdziwego dramatu, o jakim autorka mówi. W końcu w centrum są tutaj irlandzkie „domy dla upadłych dziewcząt" istniejące pod niewinną nazwą „pralni magdalenek". Instytucje prowadzone i finansowane przez Kościół katolicki w porozumieniu z państwem irlandzkim. Miejsce, gdzie tysiące kobiet i dziewcząt pracowało niekiedy ponad siły, tysiące straciło dzieci lub nawet życie. Historyczka Catherine Corless podzieliła się z światem odkryciem, że w domu samotnej marki w Tuam w latach
1925-1961 zmarło siedemset dziewięćdziesięcioro sześcioro niemowląt. W raporcie Komisji ds. Domów Samotnej Matki z 2021 roku stwierdzono, że dziewięć tysięcy dzieci zmarło w osiemnastu instytucjach objętych śledztwem. Prawdziwa skala tego dramatu jednak nigdy nie zostanie odkryta. Większość akt pralni została zniszczona. Nie wiadomo, ile niemowląt tak naprawdę zmarło lub ile zostało matkom odebranych i oddanych do adopcji. Nie wiemy również, ile kobiet, które były tam zamknięte, przypłaciło to życiem. Jedyne, co jest pewne to to, że Kościół oraz państwo irlandzkie winne jest śmierci tysięcy ludzi, a społeczeństwo od problemy odwróciło oczy. Ryszard Koziołek o „Drobiazgi takie jak te" napisał: „Oto nowa opowieść wigilijna, której morał mówi, że za winy Kościoła odpowiedzialni są ludzie świeccy — my".
Claire Keegan bywa nazywana mistrzynią krótkiej formy i trudno nie docenić jej kunsztu pisarskiego, a jednak mam wrażenie, że miejscami powiedziała za mało, miejscami za dużo. Za mało o pralniach, za dużo o codzienności. Wystarczyłoby napisać tekst odrobinę dłuższy, by stworzyć miejsce na wyrównanie tych proporcji, ale w kształcie, jaki „Drobiazgi takie jak te" mają, odczuwam zawód. Czyta się to dobrze, można zachwycać się nad sposobem budowaniem tej opowieści, ale gdy nadchodzi koniec... Ja czuję niedosyt. Gdyby nie „Uwaga do tekstu" od autorki czy słowa Ryszarda Koziołka w blurbie problem pralni zostałby przedstawiony zbyt powierzchownie, za mało czytelnie. A bez tego całość jest wielkim niedopowiedzeniem, które w tym wydaniu do mnie nie trafia. Nie mniej — Claire Keegan pięknie buduje tworzone przez siebie światy, więc na pewno przy pierwszej okazji przeczytam kolejne jej teksty.
przekł. Krzysztof Cieślik
Powieść doszła do finału Nagrody Bookera.