Zupełnie przez przypadek znalazłam wczoraj swoją własną "opowieść wigilijną", bo prawda jest taka, iż sięgając po "Drobiazgi takie jak te" Claire Keegan nie miałam pojęcia, że wraz z bohaterem dotrę do momentu bożonarodzeniowego cudu. Takiego niby powszedniego, a jednak bardzo wyjątkowego.
I żeby była jasność - nie jest to żadna grudniowa historia w stylu "Listów do M.", wręcz przeciwnie. Znajdujemy się w pogrążonej w ubóstwie Irlandii, jest zima i wielu ludzi dotyka chłód i głód.
Bill Furlong od dziecka mieszka tu w niewielkim miasteczku, pracuje ciężko sześć dni w tygodniu jako handlarz węglem. Czasy są trudne, dlatego Bill stara się robić swoje, pomaga gdzie może, ale sam ma przecież na utrzymaniu żonę i pięć córek.
Bill ma też historię trudnego dzieciństwa, będącego konsekwencją pozamałżeńskiego romansu matki. Mieszkańcy wioski długo nie dają mu o tym zapomnieć. Ale dziś osoba Furlonga budzi, wypracowany w pocie czoła, szacunek.
Ważną klientelę bohatera stanowią mieszkające po sąsiedzku siostry magdalenki, które prowadzą przyklasztorną pralnię. Zakonnice zawsze płacą na czas, dlatego tuż przed Bożym Narodzeniem 1985 roku Bill jedzie zawieźć im opał. To, co zobaczy za murami klasztoru, wstrząśnie nim i da mu mocno do myślenia. Mężczyzna będzie musiał zdecydować, czy potrafi to zignorować, nie warto przecież iść na otwartą wojnę ze stojącym za plecami sióstr kościołem. Jednak obraz ...