Białoruś to biała plama na mapie Europy. Zwykle kojarzona jest z Rosją, reżimem oraz sytuacją na granicy z Nami, a wszystko inne zdaje się nie mieć znaczenia. Jak Łukaszenka doszedł do władzy i stał się dyktatorem? Co robią ludzie, by stawić mu opór? Jak wygląda codzienność w świecie, gdzie ludzie znikają lub tracą wszystko przez polubienie posta w mediach społecznościowych? Z jednej strony wszystkiego tego się domyślałam, z drugiej nigdy nie próbowałam zebrać faktycznych informacji. Gdyby nie Marcin Strzyżewski pewnie dalej odwracałabym oczy i to niewątpliwie największa zaleta „Białoruś. Kartoflana dyktatura“.
Widząc komentarze odnośnie kreatywności autora w synonimach na Łukaszenkę (pokroju „polna bulwa w czapce generała“, bo wszystko musi odnosić się do ziemniaka), myślałam, że będzie zabawnie, ale już po pięćdziesiątej stronie wywracałam sfrustrowana oczami. Antypatię mogę podzielać, ale dalej oczekuję od reportaży profesjonalizmu. Na niekorzyść działała też próba budowania spojrzenia na Białoruś przez pryzmat kilku obywateli, którzy odpowiedzieli na pytania autora. Student, żołnierz czy lekarz to ciekawe spojrzenia, nawet bardzo, ale nie są to jednostki, które dodają rzetelności reportażowi. Zabrakło w tym głosów, które zajmują się tematem kraju bardziej obiektywnie oraz naukowo, a najbardziej zabrakło konsekwencji autora, więc wstawki z rozmowami pojawiały się tylko, by zaburzyć kompozycję. Między tym wszystkim natomiast było wiele rozdziałów ze statystykami oraz analizą materiałów, czyli rozdziałów ciekawych oraz ważnych, ale nawet w nich dało się zauważyć chaos w doborze informacji, zbyt wiele opinii autora czy wracanie do tych samych punktów. Dawno nie czytałam tak źle zbalansowanej literatury faktu.
U Strzyżewskiego lubiłam luźne podejście do formy reportażu w połączeniu z ogromem rzetelnych informacji, natomiast tym razem na obu polach się zawiodłam. Nie na tyle, by lektura była czasem straconym (wiele rozdziałów dało mi ogrom danych, z którymi zetknęłam się po raz pierwszy), ale wystarczająco, by kręcić na nią nosem. Nie była to dobra książka, choć wciąż interesująca i może szacunku do autora nie straciłam, ale oczekiwałam po nim więcej. (Jego tytuł o Rosji polecam każdemu i wciąż miło wspominam.)