Za „Ślebodę” zabierałem się jak pies do jeża chyba z rok jak nie więcej. Kuźmińskich jedną z książek z tego cyklu nawet kupiłem, okazało się jednak, że inteligencję mam selektywną, ponieważ był to tom któryśtamzkolei, a nie pierwszy. Dzięki dobrodziejstwom audiobooków mogłem w końcu spróbować kryminału dwójki Autorów o intrygującym tytule „Śleboda”. Myślałem, że tytuł z tych przaśnych, na siłę słowiańskich, jak u Puzyńskiej, ale wyszło całkowicie inaczej. Moi drodzy, tu jest mięso!
Rok temu z okładem, dzięki uprzejmości pewnej czytelniczej znajomej, mogłem podziwiać szczawnickie uroki przyrody, pienińsko-beskidzkie widoki, aż po niezapomniany spływ Dunajcem. Dzięki temu co Autorzy zdołali umieścić, odzwierciedlić, nakreślić na kartach powieści znów mogłem się znaleźć w góralskim klimacie, i choć akcja dzieje się w nieco innym miejscu mapy, myślę, że nie popełniam zbyt wielkiego nadużycia. Klimat książki jest ach! Wspaniały. Subtelnie znajomy. Bardzo przekonywający.
Nie uciekają pisarze od trudnych tematów, nie uciekają od dziedzictwa kulturowego, nie uciekają w końcu od tradycji uginającej się pod naporem turystycznej nawałnicy i wymagań nowoczesnego świata. Umiejętnie opisują dzisiejszą rzeczywistość górali, wraz z ich gonitwą za goleniem turystów z dutków. Ustami bohaterów zauważają polski brakiem smaku i zatłoczenie krajobrazu znakami i szyldami, jakich np. w turystycznych Aplach nie ma. Rzeczywistość ta jest im najwyraźniej znana, gdyż odtworzenie turystycznej rzeczywistości jest nad wyraz realistyczne, i stanowi idealne tło dla wydarzeń opisanych w książce. Do tego bardzo dobry warsztat, tona informacji na temat miejscowej kultury, trochę o starych, powoli znikających zwyczajach, i dość dużo o gwarze góralskiej, którą często posługują się bohaterowie. Dobrą robotę robią też wstawki góralskich przyśpiewek, skrzętnie wykorzystanych w intrydze kryminalnej. Doskonale. Murzasichle. I miłość autorów do gór wybrzmiewająca z kart powieści.
Fabularnie jest tak zajmująco, że wysłuchałem całej książki praktycznie bez przerwy. Książka opisuje krakowską doktorantkę Annę Serafin, która od lat goni za naukowym splendorem na jednej z krakowskich uczelni, z marnym jednak skutkiem. Jedzie na wakacje w góry, do swojej dalszej rodziny, do kuzynki Katarzyny, kuzyna Józka i „babońki”. Sielsko, anielsko, Anna idzie w góry i, oczywiście, znajduje zwłoki… Zaczyna się! Ta książka jest tak dobra, że mogłaby być całkiem niezłym serialem kryminalnym. Lokalna policja, choć z nieco miałkimi postaciami, od razu bierze się za wyjaśnienie sprawy. Dużo wyraźniejsze i ciekawsze są postacie głównych bohaterów. Nie bez znaczenia jest też to, co tygryski lubią najbardziej, czyli trudna historia w tle. Nazistowski Goralenvolk, ich kenkarty, powojenna komunistyczna ubecja i ich archiwa. Lokalne biznesy i dobre wujki z Ameryki. Przetyka się drugowojenna przeszłość i teraźniejszość lokalnej ludności. Bardzo dobrze jest też opisana ich mentalność. Do tego dolepiamy nad wyraz irytującego dziennikarza śledczego podrzędnej gazety i bęc! Świetny kryminał na folklorze góralskim gotowy. Muszę przyznać, ze intryga jest bardzo dobra, choć zakończenie mogłoby mieć trochę inny, nieco mocniejszy akcent.
Książka do bardzo mocnego polecenia, ponieważ dzięki świetnie poprowadzonej narracjąi nie nuży, trzyma czytelnika za mózg do samego końca. Będziemy czytać Państwa Autorów dalej.
Książkę wysłuchałem w audiobooku w doskonałej interpretacji Janusza Zadury.
01.06.2022 r.