Wszyscy byli martwi. Ostatni wystrzał był wykrzyknikiem wszystkiego, co doprowadziło do tego momentu. Zwolniłem palec ze spustu. I wtedy wszystko się skończyło.*
Po lekturze 8, i póki co (mam nadzieje, że póki co) ostatniego tomu cyklu kryminalnego o Sławomirze Kruku mam nieodparte skojarzenie z przygodami byłego gliny, Max Payne'a z gry komputerowej sprzed 20 lat. Opowiadała ona historię (w której gracz brał udział) o policjancie, któremu zabito rodzinę, i który wymierzał sprawiedliwość na własną rękę. Max Payne to taka gra słów, jednocześnie imię i nazwisko bohatera, w tłumaczeniu można przyjmować jako „Maksymalny Ból” (Payne/Pain). Sławomir Kruk nie działa jako samotny mściciel i choć wiele jego metod było by tożsame z tymi, które stosował Max jego historia jest inna, choć nie bez podobieństw. I w grze i w całym cyklu napięcie i poziomy „atrakcji” w miarę upływu fabularnego czasu po prostu rosną.
W poprzednich tomach Kruk z dobrego śledczego i dość porywczego, mającego problemy z agresją policjanta przeradzał się w mrocznego mściciela, który ostatecznie zwalczał zło złem, nad którym z kolei nie do końca był w stanie panować. Już-Nie-Policjant-Kruk w ósmej części swoich przygód zostaje… konsultantem policyjnym, a konkretnie służb, w tym wypadku Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Piotr Górski, Autor, idzie więc dalej i zwiększa i tak już wysoką stawkę dotychczasowych układów fabularnych naszego bohatera. Maksymalizuje ból. Ból czytelnika czytającego nieprzyjemne perypetie bohaterów, z którymi zdążył się związać oraz samego Kruka. Trudność i wagę często nieodwracalnych, ale też niemożliwych do uniknięcia wyborów.
Po dość drętwym i mało angażującym prologu powieści bardzo szybko na scenę wchodzi on, cały na czarno, nasz charakter od mocnych i stanowczych wypowiedzi, a także wybitny talent śledczy. I zaczyna się jazda. Od tej książki, podobnie jak od poprzednich, choć tutaj na pewno nieco bardziej, po prostu nie można się odkleić. Poczucie humoru w książce, wybijające się przez słowa i myśli głównego bohatera to jest coś nieprawdopodobnie smakowitego. Sarkazm na granicy arogancji i świetne, celne strzały retoryczne, ten gość zawsze wie kiedy co powiedzieć. I co jeszcze lepsze, kiedy nie mówić nic.
Ofiara w kryminale Górskiego nie jest rzeczą, statystyką ani rekwizytem do ogrania dla śledztwa, czy głównego protagonisty. Jest człowiekiem z całym dobrodziejstwem inwentarza, co no jeszcze bardziej urzeczywistnia przedstawiony w książce świat. Pokazuje tragizm zdarzenia i bezduszność sprawcy. Fabuła powieści jest tym razem o tyle ciekawa, że sprawcą jest znany od pierwszych stron i właściwie od razu wiadomo z kim jest do czynienia, natomiast nieuchwytny grozi kolejnymi zabójstwami. Kruk tym razem jako konsultant dla służb sprawia się nieźle. Dodatkowo anturaż starego "pałacu" i tzw. „sali balowej” pełnej funkcjonariuszy i analityków ABW robi dobrą robotę jako scena centralna fabuły powieści. Taka Baza jak w filmie typu Mission Impossible czy w grze dla następnych misji bohatera. Autor niczym Istota Wyższa, Stwórca tego pięknego świata Komisarza Kruka z ojcowską troską pokazuje swojemu dziecku gdzie jest jego miejsce wśród mądrzejszych i skuteczniejszych. Czy Kruk, który w pewnym momencie niewiele wnosi do śledztwa jest tylko łącznikiem poszczególnych postaci, i czy momentami jawi się nam tylko jako pasażer, a nie kreator treści? Niekoniecznie. Autor będący „bogiem” przekonuje nas, że działa w niezbadany sposób, i wszyscy jesteśmy narzędziami w rękach Pana...Autora.
Jeżeli myśleliście że poprzednimi tomami Górski zarobił na miano tego, co się w tańcu nie kocha, to słusznie, ale teraz nie kocha się jeszcze bardziej. Odpina wrotki i zaskakuje nawet scenarzystów filmów że Jasonem Stathamem. Bardzo bym chciał, żeby ta przygoda, tak niebanalna, tak dobra i tak starannie przygotowana i podana Czytelnikowi się nie kończyła.
*cytat z początku będącego jednocześnie zakończeniem fabularnym gry.
09.04.2025 r.