„- Nie wiem, czy warto w Ciebie inwestować – stwierdza ojciec – I tak nic z tego nie będzie. Ale żeby nie gadali, że nie stać mnie na kupienie córce porządnego sprzętu.”*
Zbliża się ten czas, w którym nasze myśli cały cza krążą wokół świąt Bożego Narodzenia. Z radością czekamy na wspólnie spędzony czas bez pośpiechu i strachu, że gdzieś się spóźnimy czy czegoś nie zapomnieliśmy. Błąka nam się uśmiech na myśl o ubieraniu choinki, wyczekiwaniu pierwszej gwiazdki... Czekamy tęsknie odliczając dni...
„Rodzinnych ciepłych świąt” to opis siedmiu kolejnych lat z życia Leny i jej rodziny. Może nie lat, a siedem kolejnych świąt Bożego Narodzenia, w których pokazane jest jak pozory mogą mylić i jaki silny wpływ może mieć jedna osoba...
Pierwsze święta tej rodziny w owym domu miały być świętami takimi jakie będą zawsze. Ciepłe, radosne, no takie jakie powinny być. Przeprowadzka do większego domu miała być dla nich furtką do szczęścia, którą niestety nie była choć nic na to nie wskazywało. Żyli sobie jak każda rodzina czasem się kłócąc. W święta przyjeżdżała nich matka męża Leny i wtedy mąż zmieniał się nie do poznania. Gdy nie było jego matki był czuły i kochający, zwracał uwagę na córki, ale przy niej czepiał się o błahostki. Z czasem to się pogarszało i kolejne święta były coraz gorsze.
Gdy teściowa Leny się wprowadza do jej wymarzonego domku małżeństwo ma poważną wymianę zdań, każde mieszka w innym pokoju. Jego mamusi nie można przeszkadzać i tylko ona ma rację. Aby było mało dziewczynki są dla ojca jak coś co można przekupić i gdy starsza się buntuje ten zaczyna traktować ją jak gorszą, jest dla niej straszny. Młodsza latorośl czuje, że coś się dzieje, ale jest zbyt mała by rozumieć, ona tylko cieszy się ze świąt... Lena widząc co się dzieje próbuje ratować rodzinę, ale czy jej się uda...
Czy święta w tej rodzinie będą znowu radosne i pełne tej magii im towarzyszącej? Uda się Lenie odzyskać męża? Jak mocny wpływ ma teściowa na syna? Czy dziewczynki będą kojarzyć święta z radością?
Mimo tego, że mniej więcej wiedziałam czego mogę się spodziewać zakończenie mnie zaskoczyło. Nie tego się spodziewałam. Autorka próbuje nam pokazać, że to co na zewnątrz wydaje się nieskazitelne, tak naprawdę ma rysy. Ta rodzina była szczęśliwa, to było widać. A później coś nie poszło. Jedna osoba zniszczyła to szczęście. Teściowa owinęła sobie syna wokół paluszka, a ten tańczył jak mu zagrała nie patrząc na to czy rani swoją rodzinę. Najbardziej szkoda mi dzieci bo jak zawsze są najmniej winni, a najbardziej cierpią. Przykładowo cytat z początku, te słowa były skierowane do starszej z córek. Można sobie tylko wyobrazić co czuła w tej chwili... To wszystko działo się w czasie świąt, a dni powszednie?
Postacie są tu różne, maż, który jest za słaby by przeciwstawić się matce, która niszczy jego rodzinę. On sam pod wpływem matki się zmienia, jakim draniem trzeba być by mówić córce, że jest nikim i że marnuje na nią pieniądze, a co kupi to tylko by nie gadali, że go nie stać…I to w święta. Matka, żona, kobieta walcząca o szczęście rodziny, znosząca rządzącą się teściową, ale ile można? Parus pokazuje jak łatwo jeden człowiek może wpłynąć na człowieka.
„Rodzinnych ciepłych świąt” jest książeczką cienką i mimo trudnego tematu czyta się ją szybko. Autorka pisze o prawdziwym życiu do tego posługuje się prostym językiem, który jest łatwy w odbiorze i przyswajalny.
Nie jest to książka lekka i przyjemna, ale warta przeczytania. Polecam!
*str. 131