Gdyby Miriam Synger nie była córką swojej matki i wnuczką swojej babci to zapewne nikt by nie wpadł na pomysł, żeby jej instagramowe scenki z życia rodzinnego opublikować w formie książki, a byłoby szkoda, bo okazała się być zadziwiająco przyjemną lekturą.
Nastawiłam się do tej pozycji jak pies do jeża, głównie przez organiczną niechęć do nachalnych akcji promocyjnych w social mediach oraz niedawne wybitnie nieudane doświadczenie z inną książką o podobnej tematyce, autorstwa Polki będącej jednocześnie religijną Żydówką ("Izrael bez cenzury" Esther Fuerster-Ashkenazi), ale Miriam od pierwszych stron zauroczyła mnie swoim luzackim podejściem i poczuciem humoru.
Co prawda lekko zgrzytało mi nazywanie przez nią własnej żydowskiej religijności "ortodoksyjną", bo dla mnie ortodoksja to poziom chasydek z Mea Szearim, a przestrzeganie zasady nieużywania elektroniki w szabat i palenie chanukowych świeczek to po prostu zwyczajne praktykowanie wyznawanej przez siebie religii. To jak ktoś nazywający siebie "ortodoksyjnym katolikiem", dlatego że co niedzielę chodzi do kościoła i święci jajka na Wielkanoc, bo to tak jakby program minimum, wymagany z definicji. Nic wielkiego, każdy ma prawo się czuć kim chce, a marketingowe hasło "ortodoksyjna Żydówka" dobrze się sprzedaje, ale wyszło trochę śmiesznie ;)
Ciekawie było poznać perypetie tej sympatycznej rodziny, przyjrzeć się jak wygląda z bliska codzienność osób w różnym wieku, gdy ogólne i dla dominującej większości przezroczyste zasady co chwilę stają w poprzek regułom nakazanym praktykami religijnymi i znowu trzeba kombinować. Odnosiłam miejscami wrażenie, że autorka nie ma do końca jasności w swoich poglądach albo stosuje podwójne standardy, w jednym miejscu życząc sobie normalizacji obecności żydowskich symboli religijnych w przestrzeni publicznej, a w innym narzekając na natrętną obecność przystrojonej gwiazdkowo choinki w kawiarni. Ale czyż wszyscy nie jesteśmy czasem trochę niespójni?
W każdym razie spędziłam z tą książką miłe chwile, więc jeśli też najdzie was ochota, żeby poczytać o nieco nietypowej, całkiem zwyczajnej, zupełnie nieidealnej i niemalże ortodoksyjnej krakowskiej rodzince 2+5, to jest to właściwy adres.