World War Z (2013)
Światowa wojna zombie w relacjach uczestników
kategoria: sci-fi, horror fantasy, literatura faktu
liczba stron: 544
cena: 34,90
wydawnictwo: Zysk i S-ka
ocena: 9/10
„Tam nie było innych kobiet, tylko inne kadetki, konkurentki, które łączyła jedynie wspólna wada: brak fiuta.*”
REANIMACJA ZWŁOK
Gdybym nie wygrała „World War Z” dzisiaj nie byłoby tej notatki. A ja żyłabym w błogiej nieświadomości, że jakakolwiek książka o zoombi jest w stanie mną poruszyć. Ale jednak los chciał inaczej. Trzy dni po ogłoszeniu wyników odebrałam nagrodę. Moje pierwsze wrażenie? Przeraziły mnie gabaryty. Pomyślałam, że jeśli ta książka nie jest tak dobra, jak o niej piszą – to nie przebrnę nawet przez pierwsze stronice.
Dziś wiem, że się myliłam. Jest to jedna z tych książek, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Dosłownie powaliła mnie na łopatki z tekstem: „Kaśka, widzisz? Ta książka jest świetna!”. I szczerze powiedziawszy nie wiem, jak można było zekranizować powieść Maxa Brooksa. I nie wiem, czy będę chciała kiedykolwiek to sprawdzić… Bo mogłabym na filmie nie pozostawić suchej nitki.
Ale wracając do książki… Kiedy chodziłam jeszcze do technikum, przerabialiśmy Dwudziestolecie międzywojenne. Jest to okres twórców, którzy pamiętają czasy I wojny światowej. Nigdy wcześniej nie interesowała mnie ta tematyka. Chcąc jednak zdać maturę, musiałam przebrnąć przez kilka lektur z tego wieku. I to był jeden z tych momentów, za które jestem wdzięczna, bo dzięki „przymusowi” poszerzyły się moje zainteresowania.
Gdyby tak przetłumaczyć tytuł powieści na język polski, w ręku trzymałabym właśnie „Światową Wojnę Z”. Jak wiecie, samo słowo „wojna” przynosi ludzkości spustoszenie. Jestem z pokolenia, które nie wie, czym jest wojna, zniewolenie, strach, głód. Potrafię jednak wyciągnąć wnioski z historii, że to nade wszystko upadek, a nawet brak wartości moralnych. To skazanie na okrucieństwo. To obcowanie ze śmiercią. A wypadku samej powieści nawet i życie po śmierci.
„World War Z” to literatura faktu, który na szczęście nie miał miejsca. To utwór o charakterze dokumentalnym, istne doświadczenie wojny (w formie reportażu) spisane przez Maxa Brooksa. Zaczyna się niewinnie, bo od pojedynczych przypadków zarażenia się wirusem, który po śmierci przynosi kolejne życie. Ale nie jest to życie wieczne, o którym wielu z nas marzy. To życie „żywego trupa”, który dniami i nocami błąka się po okolicy, wydając z siebie przerażający skowyt. Nie mówi, nie pije, nie goni nas z nożem… Ale potrafi człowieka zabić jedynym ukąszeniem. Pacjent „zero”, który niewiadomo kiedy i jak powstał przynosi na świecie pandemie. A świat, żeby ocalić ludzkość musi podjąć środki, które powstrzymają masowe ożywianie się trupów.
Nie myślcie jednak, że jest to kolejna książka wyłącznie o zoombi. Ponieważ porusza ona tematykę nie tylko czysto fikcyjną, ale i polityczną, ekonomiczną, społeczną, a nawet i psychologiczną. Moglibyśmy snuć hipotezy, że autor w książce przywołuje postać Elżbiety II, George’a W. Busha, czy też samego orędownika antyimprealizmu, jakim jest Fidel Alejandro Castro Ruz. Nie jest to też zwykła powieść sci-fi. Bo jest to historia – a jest to dość istotne słowo w kontekście całej książki – alternatywna napisana w tak znakomity sposób, że gdybyśmy nie wiedzieli, że mamy do czynienia z fikcją, uznalibyśmy fakty z książki za prawdę. Co ciekawe, książka to również świadectwo życia. Renesans podnoszenia się społeczeństwa po tak katastrofalnym upadku. Gdy dezorientacja, panika, nieprzygotowania się świata do walki z nieznanym i masa błędnych decyzji, kosztują życie wielu ludzi.
„World War Z” to reportaż albo i nawet kolaż wywiadów z osobami, które przeżyły wojnę. Poprzez co każdy wywiad staje się jednym z elementów puzzli, jakie możemy sami złożyć. Dowiadujemy się między innymi, jak niektórzy zbogacili się na wojnie, wykorzystując ją dla własnych korzyści. Jak zmieniły się techniki walki z Zoombi i do czego służyło tzw. lobo. Czym jest poświęcenie. I dlaczego niektórzy ludzie sami udawali Zoombi… Max Brooks pokazuje nie tylko skrawek opowieści, ale i całe preludium wojny, która toczyła się nie tylko na lądzie, ale i na morzu, i w powietrzu.
Starałam się w recenzji nie pisać zbyt wiele o fabule, bo naprawdę każdy wywiad jest wart przeczytania bez spoilera. Z możliwością popatrzenia na wydarzenia z własnego punktu widzenia. Kto do tej pory jeszcze nie sięgnął po książkę, to nie ma na co czekać. Bo mamy do czynienia z pozycją, która zawładnie czytelnikiem po ostatnią kartkę. A jest tych kartek sporo…
* „World War Z”, Wydawnictwo ZYSK i S-KA