Cyryl Sone, z wykształcenia prokurator, z zamiłowania pisarz, czerpie swoje mroczne inspiracje z doświadczeń zawodowych i przyobleka je w doskonale, skrojony kryminał, który nie pozostawia czytelnika w obojętności.
Jego powieści emanują niewiarygodnie niepokojącym klimatem, który wciąga mnie w swoje szpony. Już od pierwszej książki wiedziałam, że chcę zgłębiać historie opowiadane przez Sone. Choć włos jeży mi się na karku, a ja czuję, że utknęłam między brutalną rzeczywistością a mroczną, surrealistyczną aurą, niczym w najgorszych koszmarach sennych, to jednak nie mogę się oderwać.
Ta historia powstała z cienia zbrodni, która miała miejsce, choć nie powinna się wydarzyć.
W "Nie płacz księżyc gaśnie", drugiej i jeszcze lepszej odsłonie serii "Prawo Dunli ", czytelnik powraca do niewielkiego powiatowego miasteczka położonego nad jeziorem o tej samej nazwie. Dunla to pozornie urocze miejsce, ale rządzi się swoimi prawami, a prawo Dunli jest bezwzględne.
"Nad Dunlą tylko diabeł czekał, aż ktoś go przywoła."
Do Dunli wraca również Nikodem Rand, niebieski ptak, wciąż szukający inspiracji i weny, przygasły pisarz. "Gdyby postanowił zostać wtedy w Warszawie, być może sprawy potoczyłyby się zupełnie innym torem. Ale sprawy najbardziej lubią toczyć się tymi koleinami, które prowadzą prosto do nieszczęścia. Proszę wsiadać następna stacja: tragedia."
Możesz uciekać przed Dunlą, ale ona cię przywoła - wystarczy, że raz postawisz stopę na jej ziemi. A Rand prosi się o kłopoty, przyciąga je jak magnes. W powietrzu unosi się Nie- spokój, który nieustannie towarzyszy temu miejscu.
Lato dobiega końca, a z nadejściem jesieni wydarzy się coś bardzo złego, coś niewyobrażalnego. Rand jest świadkiem, jak kochający ojciec zabija swojego ukochanego syna. Ale czy to, co zobaczył Rand, jest tym, co rzeczywiście się wydarzyło? "Jaki ojciec morduje własne dziecko?
Jaki rodzic jest gotów złożyć równie wielką ofiarę?"
Cyryl Sone sprytnie lawiruje między historią sprzed tragedii a historią po tragedii. Lato - jesień. Przed zaćmieniem księżyca - po zaćmieniu. Przez chwilę księżyc umarł, a wraz z nim umarło coś jeszcze.
Sone jest genialny w budowaniu napięcia i odkrywaniu prawdy krok po kroku, niespiesznie prześlizgując się między tym co było, a tym, co teraz. Wątki powoli splatają się w całość, łącząc bohaterów w jedną cholernie niepokojącą historię. Dunla bez emocji przygląda się wydarzeniom, nie lubi wypuszczać ze swoich uścisków tych, których przywiodła, kusząc pięknem dzikiej natury. W tle słychać chichot samego diabła.
"Lubimy patrzeć na świat wyłącznie przez własną soczewkę. A przecież ile oczu, tyle perspektyw. Również w tej historii." W tę historię wplątuje się wiele istnień i nie wszystkie wyjdą z niej cało. Niektórych ona zmieni już na zawsze.
"Nie płacz księżyc gaśnie" to poruszająca opowieść o straconych życiach, straconej młodości, niezrealizowanych marzeniach i zbrukanych pragnieniach. To historia o poświęceniu, okrucieństwie wpisanym w życie, w którym jesteś świadkiem, a nie daj Boże, uczestnikiem. Gdzieś tam pomiędzy przewija się okrutna baśń i biblijna przypowieść.
Jest coś takiego w powieściach Sona, co mnie przyciąga i niepokoi, co skłania mnie do refleksji. To kryminał, który obleczony jest w niebanalną historię o życiu i śmierci, o zbrodni i karze, o wierze i zwątpieniu. Nie znajdziesz w nim satysfakcji z wymierzonej kary za zbrodnię. Ciężko odnaleźć katharsis - jest tylko ten dziwny Nie-spokój. "Dziwny głos, który pcha ludzi w odmęty szaleństwa. Który nigdy nie cichnie."
Mrocznie genialne.
Czekam na finałową odsłonę "Prawa Dunli", czekam, by znowu poczuć ten Nie -spokój.