„Ciemność” to reportaż wysokiej próby, który opowiada o wydarzeniu, które śledził cały świat z zapartym tchem w 2010 roku. Mimo całego przebodźcowania serwowanego nam przez telewizje informacyjne, myślę, że wielu z nas pamięta historię 33 górników z Chile, którzy przez przeszło dwa miesiące byli uwięzieni na głębokości około 700 metrów po wypadku w kopalni. Choć wydawało się, że wszyscy zginęli, to po trzech tygodniach udało się wykonać odwiert (15 cm średnicy), dzięki, któremu okazało się, że nikt nie został nawet poważnie ranny. Zanim udało się ich wydostać przy użyciu specjalnie skonstruowanej kapsuły ratunkowej (potrzebny był znacznie szerszy odwiert), przez kolejne tygodnie ci ubodzy, prości robotnicy, stali się celebrytami i milionerami, pokazywanymi w telewizjach na całym świecie. Również my, nad Wisłą, śledziliśmy doniesienia z tej spektakularnej akcji ratunkowej, będącej materiałem na niejedną książkę i film.
Rzecz w tym, że powstała tylko jedna taka książka, bo tak postanowiło 33 górników, będąc jeszcze wewnątrz kopalni i nie wiedząc czy dożyją chwili by opowiedzieć swoją historię. Solidarnie zdecydowali, że o tym co wydarzyło się blisko 700 metrów pod ziemią, opowiedzą tylko jednej osobie, a zyskami ze sprzedaży książki podzielą się po równo. Wybór padł na Hectora Tobara, amerykańskiego pisarza i dziennikarza, który w 1992 roku otrzymał Nagrodę Pulitzera. Opowieść o tym, co działo się przez 69 dni w skrajnie nieprzyjaznych warunkach (40 stopni Celsjusza i wilgotność 90 procent) w grupie tych uwięzionych 33 mężczyzn, ukazała się blisko 4 lata po ich uwolnieniu – w październiku 2014 roku. Polskie wydanie z 2016 roku przeszło bez większego echa, prawdopodobnie dlatego, że ciężko fascynować się historią z happy endem, która wydarzyła się przeszło 5 lat wcześniej. Ja dowiedziałem się o tej książce (i zechciałem ją przeczytać) przypadkowo, gdy odwoływał się do niej Kyle Idleman w „Nie poddawaj się”.Okazuje się, że ten reportaż opisując wydarzenia w kopalni oraz relacjonując akcję ratunkową, porusza dużo więcej kwestii, niż mogłoby się początkowo wydawać. W końcu – pisany z perspektywy blisko 4 lat – zostawia nas też z pytaniem, czy rzeczywiście cała ta historia zakończyła się happy endem?
W tej historii niemal wszystko jest niezwykłe. To, że po oderwaniu się skały, która waży siedemset milionów (!) kilogramów – nikt nie zginął. To, że udało się do górników dotrzeć. To, że mimo skrajnego wycieńczenia – zachowali względne zdrowie i doczekali opóźniającego się ratunku. To wszystko sprawiło, że z marszu okrzyknięto ich bohaterami, choć ich jedyną „zasługą” było to, że znaleźli się w złym miejscu i w złym czasie. Fakt, że przeżyli stał się przepustką do bezpośredniego kontaktu z prezydentem i dziesiątkami celebrytów, którzy chcieli im pogratulować … szczęścia? Ciężko powiedzieć czego można gratulować tym „bohaterom”, którzy ani nie planowali nimi zostać, ani nie byli na to przygotowani.
JEDYNA KSIĄŻKA, O JEDYNYM TAKIM WYDARZENIU W HISTORII
Hector Tobar stanął przed nie lada wyzwaniem. Napisać jedyną książkę, która opowie historię śledzoną przez dziesiątki milionów ludzi. Tych 33 stało się symbolem niezłomności i woli przetrwania nie tylko dla Chilijczyków. Rzecz w tym, że ich historia nie jest tak romantyczna, jak chcielibyśmy aby była. Hector Tobar nie uległ presji stawiania pomnika tym ocaleńcom (choć kilka takich postawiono w Chile zanim ukończył książkę). Pisze szczerze, momentami brutalnie szczerze, nie szczędząc nam szczegółów tych niewyobrażalnie trudnych doświadczeń.
Podchodzi do tematu holistycznie, rozmawiając z każdym z górników, z ich rodzinami, ludźmi zaangażowanymi w akcję ratunkową, innymi pracownikami kopalni, a nawet z psychologiem i prawnikami. Opisuje wydarzenia przed wypadkiem. Oczywiście sporo uwagi poświęca opisowi katastrofy, gdy skała dwa razy większa od Empire State Building odcina ich od świata na powierzchni. Opisuje czas jaki spędzają w ciemnościach, nim udaje się nawiązać z nimi kontakt. Opisuje dni, gdy choć pozostawali w łączności ze światem, wciąż nie było wiadomo, czy uda się ich wydostać na powierzchnię. W końcu opisuje też losy górników po tym jak zostali uratowani. W ten sposób powstał naprawdę monumentalny, przeszło 400-stronnicowy reportaż. Nie będę ukrywał, że może się on fragmentami czytelnikowi dłużyć. Zwłaszcza pierwsza część, w której przedstawiano życie poszczególnych górników, była dla mnie lekko nużąca. Nie jest to jednak zarzut – rozumiem, że Hector Tobar był zobowiązany do maksymalnej szczegółowości swojej relacji, ponieważ, nikt inny nie mógł go w tej materii uzupełnić.
PODZIEMNI KOSMONAUCI
Taka historia nie zdarzyła się nigdy wcześniej i miejmy nadzieję, że nie zdarzy się nigdy w przyszłości. To co spotkało tych 33 mężczyzn można porównać do misji kosmicznej, na którą wybrali się jednak bez jakiejkolwiek selekcji, wcześniejszego przygotowania i odpowiedniego wyposażenia. Nic zatem dziwnego, że wśród wielu ekspertów wezwanych na ratunek, znaleźli się również ci z NASA:
„Jeżeli będą siedzieli w kopalni aż do Bożego Narodzenia, będzie to oznaczało pobyt pod ziemią dwa razy dłuższy od najdłuższego dotychczas zarejestrowanego w historii ludzkości. Są jak ludzie przebywający w kamiennej stacji kosmicznej albo rozbitkowie na martwej planecie. Żeby się dowiedzieć, jak człowiek znosi takie warunki, psycholog konsultuje się z NASA”.
Pandemia dała szansę wielu z nas doświadczyć odrobiny przymusowej izolacji. Nawet skrajni introwertycy po kilku dniach zaczynali odczuwać uciążliwość tej sytuacji. Mimo, że mogliśmy cieszyć się względną swobodą, dostępem do światła, świeżej wody i powietrza, a bliscy zostawiali nam pod drzwiami najróżniejsze frykasy – źle nam było w zamknięciu. Przypomnijmy sobie nasze najtrudniejsze chwile na kwarantannie i pomnóżmy to razy milion, by zrozumieć z czym mierzyli się chilijscy górnicy. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie jakie spustoszenie fizyczne i szkody psychiczne może wyrządzić takie doświadczenie. Możemy jednak o tym przeczytać w „Ciemności”:
„Przez pierwsze dwadzieścia cztery godziny bez jedzenia organizm człowieka wytwarza glukozę ze zmagazynowanego w wątrobie glikogenu, a potem zaczyna spalać tłuszcz zgromadzony w klatce piersiowej i jamie brzusznej, wokół nerek i w wielu innych miejscach. Centralny układ nerwowy nie może jednak przeżyć na samym tłuszczu. Mózg odżywia się ciałami ketonowymi powstającymi w wątrobie dzięki utlenianiu kwasów tłuszczowych. Kiedy zapasy tłuszczu się wyczerpią, głównym źródłem energii dla mózgu stają się białka – przede wszystkim zawarte w mięśniach. Białka są rozkładane na aminokwasy, które wątroba może przetworzyć na glukozę. Innymi słowy, mózg człowieka, żeby przetrwać, zaczyna zjadać mięśnie: to jest moment, kiedy rozpoczyna się umieranie z głodu”.
„Młodsi mężczyźni tacy jak Claudio też są w kiepskim stanie, każdy z nich stracił około piętnastu kilo. Kiedy Alex Vega wstaje, żeby pójść do łazienki, robi mu się ciemno przed oczami i na kilka sekund ślepnie, co jest jedną z pierwszych oznak wygłodzenia spowodowanego przez niedobór witaminy A. Wielu starszym i cięższym mężczyznom został jeszcze trochę tłuszczu wokół talii: najbardziej zapadły im się torsy, dlatego kiedy chodzą po kopalni bez koszuli, wyglądają jak chłopcy. Uświadamiają sobie, że ich potężne klaty wcale nie były umięśnione, tylko otłuszczone. (…) wszyscy szarzeją. Ich twarze i ramiona utraciły cynamonowobrązowy kolor południowoamerykańskiego słońca, mają teraz barwę pieczarek albo rozwodnionego popiołu. Pieczarkowi ludzie unikają swojego wzroku, tak jakby wstydzili się swojego wyglądu, ale nie wynika to z ich próżności. Tak się w środku czują: mali, złamani, jak skopane psy albo chłopcy, z których tak często szydzono, że wydaje im się, iż zasługują wyłącznie na upokorzenia.”
„Ciemność” – jak każdy dobry reportaż – wiele może nas nauczyć. Również tego, że ekstremalnie wycieńczeni potrzebują mądrej pomocy. Gdy po 17 dniach udało się wykonać pierwszy odwiert do uwięzionych (średnicy zaledwie 15 cm), wielu chciało szybko posłać im solidny posiłek. Rzecz w tym, że byłby to najlepszy sposób aby ich zabić:
„Człowiek, który nic nie jadł od pięciu, siedmiu dni, ma poważny niedobór fosforanów i potasu, które są wykorzystywane przez organizm do trawienia węglowodanów – nieobecność tych trzech substancji po spożyciu sutego posiłku może wywołać atak serca. Ludzkość dowiedziała się tego w ostatnich dniach drugiej wojny światowej, kiedy amerykańscy żołnierze zabili wielu wyzwolonych więźniów obozów koncentracyjnych, karmiąc ich swoimi konserwami i czekoladą”.
Jedną sprawą są kwestie związane z ciałem, a inną te związane z ludzkim duchem. Ratownicy podręcznikowo poradzili sobie z aspektem fizycznym izolacji górników, dobierając odpowiednią dietę, i posyłając w podziemia leki i szczepionki, które odbudowały organizmy wycieńczone wielodniową głodówką. Trudniejszą kwestią była jednak właściwa pomoc związana z ludzką psyche.
JAK TRWOGA TO DO BOGA
Forrest Gump mawiał, że życie jest jak pudełko czekoladek – „nigdy nie wiesz na co trafisz”. Podążając tropem tego typu analogii, można powiedzieć, że człowiek jest jak odkręcona tubka pasty – nie jest istotne co głosi opakowanie, dopiero pod wpływem nacisku, wychodzi na zewnątrz to co kryje się w środku. Opisana przez Hectora Tobara historia idealnie to obrazuje. 33 górników z kopalni San Jose zostało poddanych wyjątkowemu stresowi, gdy dzieląc schron wielkości 50m2, przekonani byli, że ich życie dobiega końca w potwornych warunkach.
Mężczyźni, którzy uchodzili za twardzieli, nagle przestali kryć się ze łzami. Ci, którzy większość wysokiej pensji zostawiali w barach, nagle zmuszeni byli poddać swoje życie pogłębionej refleksji. Ci, którzy ranili swoje rodziny, porzucając je dla kochanek, teraz padli na kolana i pokutowali przed Bogiem.
Choć nie wszyscy się dobrze znali (a na pewno nie wszyscy za sobą przepadali), w tej wyjątkowej sytuacji, gdy wyczerpywały się ich czołówki, sprawiając, że coraz bardziej pochłaniał ich mrok, jeden z górników stał się ich pastorem. Jose Henriquez nie skończył żadnej teologicznej szkoły. Był po prostu szczerze wierzącym ewangelikiem, dość dobrze znającym Pismo Święte, który w tej krytycznej sytuacji zgodził się poprowadzić innych w modlitwie. Dość wzruszający jest ten fragment książki, gdzie opisane jest jak w mroku klęczą i wyznają swoje grzechy.
„Przeżyli dwa tygodnie bez prawdziwego posiłku, bez pewności, że jeszcze kiedykolwiek coś zjedzą, i wszystko co się z nimi dzieje, wydaje się zawierać jakieś głębsze przesłanie. Victor Segovia rzadko chodził do kościoła, ale teraz można powiedzieć, że chodzi codziennie, ponieważ z każdą modlitwą narasta w nim poczucie, że spotkanie tych trzydziestu trzech mężczyzn jest rodzajem nabożeństwa. Pisze w dzienniku, że przed wypadkiem uważał, iż kościół jest miejscem, do którego chodzą grzesznicy prosić o przebaczenie. Ale Henriquez głosi teraz przesłanie nadziei i miłości. Pastor uległ również zewnętrznej metamorfozie: potworne gorąco i wilgoć sprawiły, że zrzucił koszulę, uciął nogawki spodni i chodzi w podartych butach, które wyglądają jak sandały. Mówiąc o Bogu, z gołą klatką piersiową i zlepionymi potem kępkami włosów, zaczyna przypominać obłąkanego mistyka, który mieszka w grocie na pustyni. Efekt ten jest potęgowany przez wrażenie, że kiedy przemawia, wydaje się całkowicie przekonany o prawdziwości swoich słów. – Chrystus cię kocha – mówi pastor. Victor notuje później w swoim dzienniku słowa: „Poszukaj Go, a zobaczysz, że cię kocha, znajdziesz pokój ducha”. Dla Victora jest to objawienie. „Teraz widzę, że do kościoła chodzą też ludzie, którzy są wdzięczni Bogu i że spływa na nich łaska Boża”.
Tych 33 mężczyzn codziennie spędzało czas na wspólnej modlitwie, a Jose Henriquez wygłaszał im „kazania” w oparciu o to co pamiętał z Biblii. Było tak aż do czasu gdy wydarzył się cud – jeden z odwiertów ratowniczych przedarł się do ich groty.
To bardzo ciekawy fragment historii ocalonych górników. Można go odczytywać jako ciekawostkę socjologiczną, albo po prostu unaocznioną prawdę dotyczącą kondycji ludzkiej duszy. Kiedyś słyszałem, że w obliczu zagrożenia, nawet wrogo nastawione do siebie zwierzęta, potrafią czasowo zakopać topór wojenny. W trakcie powodzi, gdy wciąż wzbiera woda, można ponoć zaobserwować na pagórkach odciętych już od lądu, że stoją obok siebie owieczki obok wilków, co w innych okolicznościach jest rzeczą nie do pomyślenia. Podobna rzecz wydarzyła się we wnętrzu fedrowanej góry. W obliczu nieuchronnie zbliżającej się śmierci, wszyscy spędzali czas w zgodzie, próbując jednać się z Bogiem. Nieważne były różnice światopoglądowe, wyznaniowe i wcześniejsze animozje. Wiele się jednak zmieniło, gdy do groty dotarło widiowe wiertło. Woda opadła. Wilki mogły się opamiętać ze swojej słabości i rzucić na owce.
Tak już często jest w życiu, co znajduje wyraz w popularnym powiedzonku: „Jak trwoga to do Boga”. Z każdym dniem łączności „z górą”, coraz mniejsza liczba górników gromadziła się na nabożeństwie by szukać kontaktu „z Górą”. Gdy światłowodowym łączem zaczęły spływać do uwięzionych górników informacje o tym jak rośnie ich popularność oraz środki na kontach, więcej czasu niż na modlitwę poświęcali na wyobrażanie sobie na co wydadzą pieniądze, gdy w końcu wydostaną się na powierzchnię. I jak tu nie wierzyć Pismu Świętemu, które twierdzi, że „korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy” (1 Tm 6:10)?
„Przed pójściem spać Claudio kładzie koło swojego łóżka kawałek rury, ponieważ Franklin groził, że go uderzy. Przez te dwadzieścia dni głodu i rozpaczy zawsze byliśmy solidarni, ale kiedy tylko zaczęło zjeżdżać na dół jedzenie i sytuacja trochę się poprawiła, ludzie powystawiali pazury i chcą udowodnić innym, kto jest większym twardzielem”.
BEZPRECEDENSOWA AKCJA RATUNKOWA Z HAPPY ENDEM (?)
Nie będzie to wielki spoiler, gdy napiszę, że wszystkich górników udało się uratować. Cały świat o tym już słyszał, a transmisję na żywo z tego wydarzenia obserwowały dziesiątki milionów ludzi. To cud, który niektórzy przypisują Bogu, choć jak w przypadku większości sukcesów – wielu jest wypinających dumnie pierś do orderu, za udział w tej skomplikowanej operacji.
Czy ta historia kończy się jednak happy endem? Czy uratowanie życia tych mężczyzn, wręczenie im pokaźnych sum pieniędzy i zabranie na kilka ekskluzywnych wycieczek zamyka temat? Dla wielu ta historia urywa się w tym miejscu. Górnicy przy akompaniamencie pogodnej piosenki powinni odejść w kierunku zachodzącego słońca. Tak przedstawiłoby to Hollywood, ale życie niestety pisze często inne scenariusze.
Tym mężczyznom wyrządzono niejedną krzywdę, a oni popełnili niejeden błąd. Pierwszą krzywdą było wpuszczenie ich do kopalni, gdzie nie przywiązywano zbyt wielkiej wagi do kwestii bezpieczeństwa, a ich błędem było to, że się na to godzili. Drugą – może nawet dotkliwszą krzywdą – było nazwanie ich bohaterami, a ich błędem było to, że w to uwierzyli:
„Franklinowi wydaje się idiotyczne, że jego koledzy uważają się za bohaterów narodowych, podczas gdy całe ich osiągnięcie polega na tym, że zostali uwięzieni w kopalni, do której trafiają tylko ludzie zdesperowani i dramatycznie potrzebujący pieniędzy. Tak, są teraz sławni, ale to upojne poczucie spełnienia, które daje sława, poczucie bycia pępkiem świata, zniknie szybciej, niż potrafią sobie wyobrazić”.
Sława jest przewrotna i ulotna. Jakże wiele ta książka obnaża prawdy o ludzkiej naturze oraz charakterze uczuć i nastrojów społecznych. Gdy ich życie było w nieustannym zagrożeniu – w każdej chwili mogli połączyć się za pomocą skonstruowanego naprędce telefonu z samym prezydentem. Jednak gdy wyszli na powierzchnię i nie okazali się być tacy „jacy być powinni”, szybko zaczęli być irytujący i niechciani. Okazało się, że niekoniecznie są bohaterami, i ciężko nazwać ich „dumą narodu”. Gdy krewni i dawni przyjaciele pożyczyli wystarczającą ilość pieniędzy, zaczęli tracić potrzebę częstego utrzymywania kontaktu. Ich relacje rodzinne nie stały się w magiczny sposób głębsze i trwalsze. Nałóg alkoholowy, który dotyczy tak wielu chilijskich górników, nie znikł, mimo przymusowej, 69-dniowej abstynencji.
„Media uwielbiają trzydziestkętrójkę, a jednocześnie zaczynają odczuwać niechęć w stosunku do ocalonych górników. Najnowsi chilijscy bohaterowie narodowi to banda zwykłych robotników, którzy mają czelność ignorować najważniejsze pytania przedstawicieli środków masowego przekazu, ponieważ zamierzają sami zarabiać na opowiadaniu swojej historii. (…) Skoro chilijskim mediom nie wolno było z nich zrobić bohaterów, to bez problemu mogły ich rozszarpać i rzucić na pastwę publicznej krytyki. Na początek niektóre środki masowego przekazu zaczynają przypominać, że za uratowanie górników kraj musiał zapłacić niemałą sumę: co najmniej dwadzieścia milionów dolarów. Jak szacuje rząd, obejmuje to koszty przelotu inżynierów, sześćdziesiąt dziewięć tysięcy dolarów za zbudowaną przez marynarkę wojenną kapsułę ratunkową i prawie milion dolarów wydanych przez państwową spółkę naftową na paliwo do różnych maszyn wiertniczych i tirów. Dziewiętnastego października w tabloidzie „La Segunda” ukazuje się artykuł, w którym zostają podliczone koszty wszystkich otrzymanych przez górników prezentów. Nazbierało się tego ponad trzydzieści osiem tysięcy dolarów na głowę, w formie wakacji, odzieży i datków pieniężnych.”
HISTORIA O NICH I O NAS
„Ciemność” to książka, którą warto przeczytać. Opowiadając o absolutnie wyjątkowych wydarzeniach, obnaża też pewne prawdy uniwersalne. Opisując zmagania tej trzydziestki trójki opowiada poniekąd o naszych lękach. Przedstawiając ich losy i zderzenie z rzeczywistością, pokazuje nam, niczym w zwierciadle, prawdę również o naszym społeczeństwie.
Nie jest to laurka wystawiona „bohaterom narodowym”. Cieszę się, że Hector Tobar nie zdecydował się na wykucie górnikom nieskazitelnego pomnika. To zdecydowany plus tego rzetelnego reportażu. Z czystym sumieniem mogę go polecić tym, którzy lubią głęboko wnikać w interesujące ich tematy, i spoglądać na nie z wielu (nieraz skrajnie odmiennych) perspektyw. „Ciemność” da wam taką możliwość.
To, co dla jednych będzie plusem, dla innych może być minusem. Zwłaszcza pierwsza część momentami była dla mnie zbyt szczegółowa. Jest to jednak zrozumiałe, gdy wiemy, że górnicy o szczegółach tych wydarzeń postanowili opowiedzieć tylko jednemu pisarzowi. Drugim mankamentem tego monumentalnego reportażu jest dla mnie brak ilustracji. Podobnie było w przypadku innej książki z Serii Reporterskiej jaką czytałem niedawno („27 śmierci Toby’ego Obeda”). Znajdziemy tu wiele szczegółowych opisów wydarzeń, które oglądał cały świat – aż prosi się o umieszczenie stopklatki z opisywanej sceny filmu, albo choćby zdjęcie kapsuły ratunkowej, którą uratowani wydostali się na powierzchnię. Jedynie na ostatniej stronie znajdziemy poglądowy szkic kopalni, o której przeczytaliśmy właśnie ponad 400 stron.
Nie zmienia to jednak mojej wysokiej oceny tego reportażu, który cieszę się, że miałem okazję poznać. Po raz kolejny Seria Reporterska z wydawnictwa Dowody na Istnienie nie zawodzi.
Kiedy na pustyni Atakama zawaliło się wnętrze góry podziurawionej górniczymi korytarzami, 625 metrów pod ziemią, w ciemności, wilgoci, bez jedzenia i wody pitnej zostało uwięzionych 33 mężczyzn. Akcja...
Kiedy na pustyni Atakama zawaliło się wnętrze góry podziurawionej górniczymi korytarzami, 625 metrów pod ziemią, w ciemności, wilgoci, bez jedzenia i wody pitnej zostało uwięzionych 33 mężczyzn. Akcja...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...