Jan Karon w „Nowej Pieśni” nie burzy świata, który stworzyła w poprzednich tomach sagi – delikatnie go przesuwa, jak fotografie w rodzinnym albumie. Ojciec Tim i Cynthia opuszczają Mitford, by na kilka miesięcy zamieszkać na wyspie Whitecap. To pozornie niewinne tło staje się pretekstem do pokazania, że prawdziwe odkrywanie nie wymaga dalekich podróży. Nowi sąsiedzi przypominają, że każdy krok w nieznane to szansa na spotkanie z drugim człowiekiem. A czasem – z samym sobą.
DLA KOGO JEST TA OPOWIEŚĆ?
Fani sagi odnajdą tu wszystko, co kochają: ciepło dialogów, poczucie humoru podszyte melancholią i postaci, które czuje się jak dawnych przyjaciół. Dla nowych czytelników to doskonały punkt startowy – Karon nie przytłacza nawiązaniami do poprzednich tomów, ale subtelnie wplata wątki, które zachęcają do sięgnięcia po całą serię. To książka dla tych, którzy wierzą, że literatura może być schronieniem, a nie tylko lustrem współczesnych niepokojów. Dla zmęczonych cynizmem, dla spragnionych oddechu – Mitford (oraz Whitecap) wciąż ma moc uzdrawiania.
CZY NIE JEST ZA SŁODKO?
Nawet w najpiękniejszym ogrodzie mogą rosnąć chwasty. Książki Karon mogą drażnić miłośników literatury "sensacyjnej". Nie oznacza to, że nie ma tu dramatów. Po prostu większość konfliktów gasi się przy pierwszym podaniu herbaty. Czy pastor naprawdę zawsze znajduje idealne słowa? Doświadczenie uczy nas, że ciężko o tak dobrych duszpasterzy jak Tim.
W Whitecap natrafia on na trudne przypadki. Są tu zranienia, zdrady i (wydaje się) nieuleczalna gorycz? Jan Karon udało się nie wpaść w pułapkę lukru. Jednocześnie tworzony przez nią świat przypomina, że nadzieja to nie naiwność, lecz wybór wiary.
KSIĄŻKA, KTÓRA PRZYPOMINA O ŚWIETLE
„Nowa Pieśń” nie jest rewolucją. To raczej modlitwa wypowiedziana szeptem – cicha, ale uporczywa. Jan Karon nie udziela odpowiedzi na wielkie pytania współczesności. Pokazuje za to, że odpowiedzi często tkwią w zwykłych gestach: w upieczeniu chleba dla samotnego sąsiada, w wysłuchaniu czyjejś historii bez oceniania, w spojrzeniu na zachód słońca, które – choć codzienne – zawsze jest nowe. W czasach, gdy wszyscy krzyczymy, ta książka proponuje coś radykalnego: wsłuchaj się. Możliwe, że usłyszysz nową pieśń.
Ciepło i mądrość tej opowieści są niepodważalne, ale momentami brakuje jej odrobiny brawury. Mimo to – jak mówi ojciec Tim – „nie wszystko musi być doskonałe, by było dobre”.