Kiedy zabieram się za nową serię, mam jedną pewność- warto zabezpieczyć się na kolejny tom, bo jeśli pierwszy okaże się prawdziwym hitem, z pewnością sięgniesz po drugi. Czy w tym przypadku tak było? Oczywiście! Dzisiejsza recenzja dotyczy książki autorstwa Anthony Ryan pt. „Pieśń krwi”. Przed wami 767 stron, w których dzieje się więcej niż w kilkunastu innych książkach ze stronami czterocyfrowymi. Trylogia „Kruczy cień” to lektura dla tych, którzy omijają nudę szerokim łukiem. Już wiecie, że miałam niezapomnianą przygodę. Cytując opis wydawcę: „Pragnienie nic nie znaczy. Przeznaczenie jest wszystkim. Jesteś igraszką losu” podpisuje się pod tym całym sercem. Oczywiście nie zdradzę, o co dokładnie chodzi, bo sami odkryjecie to w treści książki, a może nawet w swoim życiu. Ja na pewno. Standardowo polecam zapoznać się z opisem, a to, co mnie cieszy, to fakt, że cała ta „wisienka” na torcie ukryta jest między rozdziałami.
Ile wyzwań może znieść dziesięcioletnie dziecko? Przed wami bohater, który zasługuje na oklaski – Vaelin Al Sorn. Już w pierwszym tomie przeszedł ogromny progres, a co kryje się w kolejnych dwóch? Głowa mi szaleje od pomysłów, a i tak będę w szoku. Wracając do Vaelina, chłopak udowodni, że siłą i determinacją można osiągnąć wiele, ale za jaką cenę? Rozpoczyna się przygoda, która według mnie pokaże chłopakowi, kim jest i co jest jego przeznaczeniem. Towarzyszyło mi uczucie, które znasz, gdy obserwujesz, jak np. twoje dziecko stawia pierwsze kroki, wypowiada pierwsze słowa i zaczyna reagować na członków rodziny. To ta cała duma z patrzenia, jak twój bohater dorasta, uczy się i staje przed różnymi niebezpieczeństwami, które czyhają wszędzie. Oczywiście, w tym przypadku poznaje je w szóstym zakonie, pod okiem surowych nauczycieli, w katorżniczych warunkach i podczas intensywnych ćwiczeń, ale… (tutaj zostawię małą zachętę do sięgnięcia po książkę).
Autor stworzył znakomitą trylogię. Choć znam tylko pierwszy tom, ale to, co przeżyłam podczas czytania, to prawdziwy majstersztyk. Stworzył świat, w którym podążasz za bohaterami i ich drogą życia. Cierpisz razem z nimi, cieszysz się z małych i wielkich sukcesów, stajesz oko w oko z kimś, kto chce cię skrzywdzić, a także twoich bliskich i braci z zakonu. Miłośnicy rycerskich walk, zakonów, magii i wojen znajdą tutaj prawdziwą ucztę dla zmysłów. Nie wiem, co czeka mnie w kolejnych tomach, ale w tej części skupiamy się na życiu Vaelina, jego dorastaniu, myślach i uczuciach, jak i intrygach politycznych a to kropla w morzu.
Moim ulubieńcem jest oczywiście jego czteronogi towarzysz, który nie odstępuje go na krok i jest tak pocieszny, że głowa mała. Na uwagę zasługują również jego przyjaciele Dentos, Caenis i Nortach, i inni, którzy odegrają swoją role w życiu chłopaka. Każdy z nich ma swoją nić, która idealnie splata się z losami Vaelina Al Sorny. Jednym słowem, nie ma mowy o nudzie! Całe szczęście, że mam drugi tom przy sobie, bo moja niecierpliwość osiągnęła wysoki poziom.